Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że Niemcy naruszyły dyrektywę w sprawie jakości powietrza poprzez "systematyczne i uporczywe przekraczanie od dnia 1 stycznia 2010 r. do roku 2016 włącznie rocznej wartości dopuszczalnej dla dwutlenku azotu (NO2) w 26 z 89 stref i aglomeracji".

Ponadto - jak stwierdził Trybunał - Niemcy naruszyły dyrektywę, systematycznie i uporczywie przekraczając w tym okresie godzinową wartość graniczną dla NO2 w dwóch z tych stref (w aglomeracji Stuttgartu i aglomeracji Ren-Men).

Zdaniem TSUE Niemcy, nie podejmując od dnia 11 czerwca 2010 r. odpowiednich środków w celu zapewnienia przestrzegania wartości dopuszczalnych dla NO2 we wszystkich rozpatrywanych strefach, łamały unijne prawo.

Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" pisze w komentarzu do tego wyroku: "Ponieważ powietrze w niemieckich miastach uległo poprawie, orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości ma niewielkie konsekwencje. Pozostaje tylko zażenowanie - że w ogóle musiało dojść do wydania wyroku". Rząd federalny może teraz "szybko odrzucić orzeczenie z Luksemburga. W końcu Europejski Trybunał Sprawiedliwości wydał orzeczenie w sprawie okresu, który sięga daleko wstecz, a w większości miast stężenie tlenku azotu od dawna jest poniżej europejskiego limitu".

Reklama

Jednak orzeczenie z Luksemburga "niezależnie od tego, jak niewielkie będą jego konsekwencje, oznacza (...) coś więcej: wartości graniczne nie są tylko jakimś uciążliwym obowiązkiem wśród wielu innych obowiązków. Są one narzędziem do, po prostu, lepszego życia. Państwo, które poważnie traktuje dobro swoich obywateli, nigdy nie powinno trafić przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Nie mówiąc już o tym, że zostało tam skazane" - zauważa "Seueddeutsche Zeitung".

Różne rządy federalne powinny były wprowadzić środki zaradcze "od końca lat dziewięćdziesiątych", mówi w kontekście wyroku tygodnikowi "Spiegel" adwokat z Berlina Remo Klinger, który reprezentuje organizację ekologiczną Deutsche Umwelthilfe (DUH) w licznych sprawach sądowych dotyczących kontroli zanieczyszczenia powietrza. Już wtedy było jasne, że wartości graniczne zostaną przekroczone.

"Niemcy muszą bezzwłocznie zaradzić temu naruszeniu. (...) Chociaż rząd federalny nie jest odpowiedzialny za plany czystego powietrza, należy to do obowiązków krajów związkowych i władz lokalnych" - pisze "Spiegel". Jednak "zgodnie z prawem europejskim, rząd federalny ma (taki) obowiązek. (...) Ostatecznie rząd federalny mógłby nawet sam opracować konkretne specyfikacje dotyczące kontroli zanieczyszczenia powietrza, po zmianie prawa na szczeblu federalnym, w celu zapewnienia środków, które zostały zaniedbane przez kraje (związkowe)".

Przyszły rząd federalny mógłby m.in. "zagrozić producentom wycofaniem z eksploatacji milionów pojazdów - nawet jeśli zostały one już wyposażone w nowe oprogramowanie. (...) Ponadto rząd federalny mógłby przyczynić się do odwrócenia tendencji w ruchu drogowym, na przykład poprzez ułatwienie ustanowienia w miastach stref prędkości 30 km/h".

Tygodnik zauważa też, że "w rzeczywistości poziomy NO2 zmniejszyły się w dotkniętych obszarach. W 2016 roku, na przykład, poziomy były wyższe niż dozwolone w 90 miastach; w 2019 roku liczba ta spadła do 25".

Również telewizja ARD zwraca uwagę na "gorzki posmak wyroku TSUE " w kontekście tego, że "w międzyczasie powietrze w miastach i regionach stało się znacznie czystsze".

Według dziennika "Welt" wyrok "jest absurdalny: w ogóle nie mierzy się, jak bardzo i gdzie ludzie są naprawdę dotknięci spalinami. Korzystają na tym tylko politycy i organizacje ekologiczne". Rzeczywiście w Niemczech "istnieją poważne problemy z zanieczyszczeniem powietrza" - pisze "Welt" w tekście pt. "Czyste sumienie, ale powietrze pozostaje tak samo brudne jak wcześniej". Zdaniem dziennika "dane, do których odnosi się sąd, nie pozwalają na wyciągnięcie poważnych wniosków. Ocena opiera się na domysłach, a nie na nauce".