Tłum zebrał się wczesnym wieczorem kilkaset metrów od ambasady Izraela w Paryżu, krzycząc: "Wszyscy jesteśmy dziećmi Gazy", "Niech żyje walka narodu palestyńskiego", "Wolna Gaza", a nawet "Gazo, Paryż jest z wami". Demonstranci machali palestyńskimi flagami i wznosili transparenty z napisami: "Nie zabijamy dziecka, ani żydowskiego, ani palestyńskiego: wstrzymać bombardowania, wolna Palestyna", "Rafah, Gazo, jesteśmy z tobą".
"Wczoraj Palestyńczycy zostali spaleni żywcem w wyniku izraelskich nalotów bombowych"
"Wczoraj Palestyńczycy zostali spaleni żywcem w wyniku izraelskich nalotów bombowych na obóz dla uchodźców. Widzieliśmy filmy przedstawiające rodziny wyciągające swoich bliskich z płonących namiotów. To o jedną masakrę za dużo” – powiedział François Rippe, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Solidarności Francusko Palestyńskiej, organizator wiecu.
"Podpalają obóz dla uchodźców, palą ludzi, a my nie wzywamy ambasadora Izraela, aby pociągnąć go do odpowiedzialności. To jest po prostu nie do zniesienia" – podkreślił Rippe. Obecny na manifestacji lewicowy poseł Eric Coquerel powiedział, że ma nadzieję, "iż taka mobilizacja skłoni rząd do myślenia. Dopóki nie zostaną podjęte jakieś działania, będzie to oznaczało, że w rzeczywistości nie zostaną podjęte żadne działania".
Co najmniej 45 osób, w tym 23 kobiety, dzieci oraz osoby starsze, zginęło, a dziesiątki zostały ranne w rezultacie niedzielnego izraelskiego ataku na Rafah, na południu Strefy Gazy - przekazało w poniedziałek kontrolowane przez Hamas ministerstwo zdrowia na tym terytorium. Armia izraelska potwierdziła informacje o nalocie na obóz dla przesiedleńców, który miał być wymierzony w "terrorystów Hamasu". Wiele krajów, w tym USA, potępiły niedzielny atak. W piątek Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze wydał wyrok, w którym nakazuje Izraelowi zaprzestanie ofensywy na Rafah.