Wojna o pamięć: Moskwa czy Bruksela?
Kaja Kallas, stojąca na czele unijnej dyplomacji, ostrzegła polityków UE, że udział w uroczystościach w Rosji z okazji 80. rocznicy zwycięstwa „będzie miał konsekwencje”. Premier Fico odpowiedział bez ogródek, sugerując, że Unia stosuje wobec niego groźby i próbuje ograniczać jego suwerenność jako lidera państwa członkowskiego. – „Czy to forma szantażu? Kara po powrocie? Nie wiem, ale wiem, że mamy 2025 rok, a nie 1939” – napisał polityk.
„Jadę do Moskwy, by oddać hołd poległym”
Fico podkreślił, że jego decyzja o wizycie w Moskwie nie jest gestem poparcia dla polityki Kremla, ale oddaniem czci tysiącom radzieckich żołnierzy, którzy zginęli, wyzwalając Słowację spod niemieckiej okupacji. – „Nikt nie może mi dyktować, dokąd mogę podróżować” – zaznaczył premier.
Krytyka Zachodu i pytania o demokrację
Słowacki premier wykorzystał sytuację do szerszej refleksji. W swoim wpisie zasugerował, że Europa powinna przemyśleć, czym jest prawdziwa demokracja i czy ingerowanie w politykę innych krajów – jak twierdzi, miało to miejsce w Gruzji i Serbii – jest z nią zgodne. Fico zaznaczył, że jako jeden z nielicznych unijnych przywódców otwarcie mówi o konieczności zakończenia wojny na Ukrainie i poszukiwaniu pokojowych rozwiązań.
Bruksela kontra Bratysława – nowy front napięć
Wizyta Roberta Fico w Moskwie z pewnością nie pozostanie bez echa. Choć premier Słowacji zapewnia, że jego działania wynikają z szacunku dla historii, dla wielu w UE jego gest jest prowokacją w stronę wspólnotowej jedności i polityki obowiązkowej solidarności z Ukrainą. Czy jego postawa wywoła polityczne reperkusje? To może być dopiero początek szerszego konfliktu o granice lojalności wobec UE i prawo do własnej polityki zagranicznej.