Świat po globalizacji
Jeszcze niedawno to Zachód dyktował reguły gry – gospodarcze, polityczne, kulturowe. Dziś coraz częściej musi się dostosowywać. Jak zauważa Bojke, globalizacja, której motorami były Stany Zjednoczone, „wraca do punktu wyjścia”. Donald Trump, symbol nowego protekcjonizmu, próbuje rozmontować system, który stworzył amerykański biznes, gdy szukał tańszej produkcji w Chinach.
Chiny, korzystając z tej polityki, urosły w siłę, uzależniając od siebie świat. Dziś same nie mogą jednak z globalizacji zrezygnować — potrzebują rynków zbytu. „Nawet jeśli potrafią wyprodukować wszystko, to muszą to jeszcze gdzieś sprzedać” – przypomina Bojke.
Globalizacja nie zniknie z dnia na dzień. Raczej przekształca się w nową formę – bardziej lokalną, rozproszoną, mniej opartą na jednym centrum.
Rosja: samowystarczalność wymuszona sankcjami
Paradoksalnie w tym nowym porządku Rosja również stała się bardziej niezależna – choć nie z własnej woli. Po wprowadzeniu sankcji Moskwa została zmuszona do budowania samowystarczalności. „To absurdalne, że kraj z największymi zasobami ziemi był importerem ziemniaków” – mówi Bojke. Teraz rosyjska gospodarka musiała nauczyć się radzić bez wielu produktów z Zachodu. Nie jest jednak w pełni niezależna.
Globalizacja, choć osłabiona, wciąż wiąże świat siecią powiązań, z których nie da się łatwo wyswobodzić.
Wojna w strefie szarości
W wojnie w Ukrainie też nie ma prostych podziałów na zwycięzców i przegranych. „Żyjemy w strefach szarości” – mówi Bojke. Jej zdaniem, dla Rosji wygraną byłoby podporządkowanie sobie państwowości ukraińskiej – politycznie lub militarnie. Tego nie udało się osiągnąć. Ukraina, nawet okrojona, pozostaje jednoznacznie antyrosyjska.
Z kolei pełne zwycięstwo Ukrainy – odzyskanie wszystkich terytoriów – również wydaje się dziś nierealne. „Wskaźnik między wygraną Rosji a wygraną Ukrainy cały czas się przesuwa” – ocenia Bojke.
Jedno jest pewne: wojna nie toczy się tylko na froncie. To także starcie w sferze informacyjnej i cybernetycznej, w której – jak mówi dziennikarka – „wszyscy jesteśmy uczestnikami, nawet jeśli nie chcemy tego przyznać”.
Rosja w trybie wojennym
Nawet jeśli pojawi się zawieszenie broni, nie oznacza to pokoju. Bojke ostrzega, że rozejm mógłby dać Putinowi czas na odbudowę potencjału wojennego. Rosyjskie fabryki pracują na trzy zmiany, a armia liczy już około półtora miliona żołnierzy. „Nie uwierzę, że Putin nagle powie im: wracajcie do domów” – mówi Bojke.
Do tego dochodzą wewnętrzne problemy – brutalizacja społeczeństwa, powrót zdemoralizowanych weteranów, w tym kryminalistów, którym wojna dała status bohaterów. To tykająca bomba społeczna, z którą Kreml będzie musiał się zmierzyć.
Koniec imperium? Mało prawdopodobne
Czy Rosja może się rozpaść po klęsce w wojnie? To scenariusz, który wielu na Zachodzie uznałoby za korzystny. Ale Bojke nie ma złudzeń. „To myślenie życzeniowe. W Rosji nie ma lokalnych elit, które mogłyby przejąć władzę. Czeczenia została utopiona we krwi, potem w pieniądzach. Tatarstan – choć bogaty – leży w samym środku Rosji. Nie ma komu pociągnąć tego kraju w stronę dezintegracji”. Rosja pozostanie więc państwem scentralizowanym, nawet jeśli osłabionym i pogrążonym w wewnętrznych napięciach.
Nowy świat – bez złudzeń
Świat po globalizacji i po wojnie nie będzie ani taki, jak dawniej, ani całkiem nowy. Będzie bardziej nieprzewidywalny, mniej stabilny, z wieloma ośrodkami wpływu. Europa będzie musiała odnaleźć się w tym układzie na nowo – bez roli dominującego arbitra, za to z poczuciem, że jej bezpieczeństwo zależy od decyzji podejmowanych gdzie indziej. Jak mówi Arleta Bojke, „koniec świata” nie zawsze oznacza katastrofę. Czasem to po prostu początek czegoś innego.