Przy granicy z Polską spadł ukraiński pocisk, który zabił dwóch obywateli Polski. Pocisk został wystrzelony, by bronić Ukrainę przed agresją Rosji. Część polskich polityków i komentatorów zaczęła z tego powodu krytykować wojskowy system obrony polskiego nieba, o którym w ostatnich miesiącach było głośno. Warto pamiętać o kilku kwestiach.
Po pierwsze fakt, że te pociski wtargnęły do Polski, nie mówi wiele. – Żadna armia nie dysponuje systemem obrony powietrznej, który chroni terytorium całego kraju. Atak rakietowy charakteryzuje się punktowym uderzeniem w wybrany cel, a nie niszczeniem wielu celów na dużych obszarach. Zadaniem systemów jest m.in. obrona infrastruktury krytycznej – poinformowało oficjalnie Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych.
Upraszczając, można powiedzieć, że nieba chroni się przed samolotami i pociskami przeciwnika. – Obrona przeciwlotnicza jest powierzchniowa, musisz niszczyć cel w jakimś obszarze. Przeciwrakietowa jest typowo punktowa – chcesz obronić jakiś obiekt krytyczny bądź zgrupowanie wojsk – wyjaśnia rozmówca DGP służący w Wojsku Polskim. W przypadku takiego zagrożenia zawsze ważna jest ocena, czy w danym rejonie jest coś, czego chcemy bronić. – Prawdopodobnie również w przypadku rakiet, które spadły na Polskę, dokonano takiej analizy. Pewnie pokazała, że pociski trafią w pole. Pech chciał, że akurat jechał tam traktor i zginęły dwie osoby – dodaje nasz rozmówca. Mogło też być tak, że pocisk niespodziewanie zmienił trajektorię lotu z powodu usterki czy braku paliwa. To zdarzenie nie daje podstaw, by oceniać działanie jakości obrony nieba nad Polską. – Nie mówi to nic o zdolnościach Sojuszu do obrony nieba – podkreślił na wczorajszej konferencji prasowej Jens Stoltenberg, sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Reklama
Po drugie polskiego nieba bronią obecnie systemy przeciwrakietowe i przeciwlotnicze, zarówno sojuszników, jak i te polskie. Tuż po agresji Rosji na Ukrainę Amerykanie przysłali do Polski przeciwrakietowy system Patriot, który stacjonuje w rejonie lotniska Rzeszów-Jasionka będącego ważnym punktem logistycznym w dostarczaniu pomocy obrońcom. Jego zadaniem jest bronić południowo-wschodniej rubieży Polski przed pociskami przeciwnika. Z kolei Brytyjczycy przysłali do nas żołnierzy z 16 Pułku Królewskiej Artylerii i system przeciwlotniczy Sky Sabre. Za to Polacy dysponują wiekowymi już zestawami przeciwlotniczymi S-125 Newa. W przypadku gdyby pocisk czy samolot przeciwnika wszedł w przestrzeń nad Polską, jest duża szansa, że któryś z tych systemów by go unieszkodliwił. Gdyby był to jednak np. samotny strzelec z wyrzutnią Buk, który strzeliłby do cywilnego samolotu nad północno-wschodnią Polską, to szanse obrony statku powietrznego byłyby minimalne.
Po trzecie Wojsko Polskie jest obecnie w trakcie budowy wielowarstwowego systemu obrony powietrznej m.in. poprzez programy „Wisła” (system Patriot, którego pierwsze dwie baterie będą operacyjne w przyszłym roku), „Narew” czy „Pilica”. Jeśli faktycznie uda się podpisać planowane umowy w najbliższych miesiącach, to za pięć–sześć lat obrona polskiego nieba będzie jedną z najnowocześniejszych na świecie. Po zakończeniu dostaw na początku przyszłej dekady będzie to system kompletny.
W kontekście obrony terytorium RP warto również odnotować, że według oficjalnych komunikatów, m.in. resortu obrony narodowej, niektóre jednostki wojskowe zostały postawione „w stan podwyższonej gotowości”. Co to oznacza? Może to się wiązać np. z tym, że samoloty są w danej bazie w ciągłym dyżurze (tak jak m.in. w Malborku w ramach natowskiego dyżuru Air Policing, gdzie od alarmu do poderwania samolotu nie może minąć więcej niż 15 minut), niektóre jednostki przejdą w 24-godzinny tryb działania, a jeszcze gdzie indziej żołnierze zostaną wezwani do jednostek i nie będą mogli ich opuszczać. Wydaje się jednak, że ten stan nie powinien potrwać zbyt długo, ponieważ NATO nie zakłada, by w tym momencie Rosja przygotowywała się do ataku na któreś z państw członkowskich Sojuszu. ©℗