Chen jest jednym z chińskich urzędników najbardziej obłożonych amerykańskimi sankcjami. Waszyngton zarzuca Pekinowi systematyczne łamanie praw człowieka, „ludobójstwo” i wykorzystywanie pracy przymusowej w Sinciangu w czasie, gdy Chen był tam sekretarzem KPCh, czyli najważniejszym urzędnikiem regionu.

Od 2017 roku Chen zasiadał w potężnym 25-osobowym Biurze Politycznym KC. Jego nazwiska nie ma jednak na ogłoszonej niedawno liście 205 członków nowego Komitetu Centralnego. Obserwatorzy są zaskoczeni, bo Chen ma dopiero 66 lat, więc nie osiągnął jeszcze niepisanego wieku emerytalnego.

„Chena rzeczywiście nie ma w KC. To dość zaskakujące, biorąc pod uwagę jego +wyniki+ w Tybecie i Sinciangu. Musiał zrobić coś, co nie spodobało się najwyższemu kierownictwu” – ocenił w rozmowie z PAP profesor Philippe Le Corre z Uniwersytetu Harvarda.

Chen uznawany jest za architekta, a przynajmniej wykonawcę stanowczej polityki Pekinu wobec mniejszości etnicznych w Tybecie i Sinciangu. Gdy w 2011 roku objął stery w niespokojnym Tybecie, w regionie ogłoszono nabór 2,5 tys. dodatkowych policjantów – informował dziennik „South China Morning Post”.

Reklama

W Tybecie Chen zorganizował system wszechobecnej kontroli policyjnej i inwigilacji, porównywany przez niektórych ekspertów do antyutopijnych wizji z książek George’a Orwella. Badaczka z Uniwersytetu w Pensylwanii Kelsang Dolma pisała w 2020 roku na łamach Foreign Policy, że pod zarządem Chena „Tybet był pierwszym w Chinach laboratorium represji”.

W 2016 roku Chen został przeniesiony do Sinciangu, gdzie dochodziło wówczas do aktów przemocy i ataków terrorystycznych, o które Pekin oskarżał ujgurskich ekstremistów. W 2014 roku bojownicy zabili nożami 31 osób i ranili ponad 140 kolejnych na dworcu kolejowym w Kunmingu. Później w Urumczi, stolicy Sinciangu, w wyniku ataku terrorystycznego z użyciem noży i bomb zginęły trzy osoby, a 79 zostało rannych.

Chen wprowadził w Sinciangu metody „sprawdzone” w Tybecie, dodatkowo zwiększając ich skalę. W kolejnych latach eksperci ONZ zwracali uwagę na wiarygodne doniesienia o nawet ponad milionie Ujgurów i innych muzułmanów zamykanych w sieci pozaprawnych obozów reedukacji i poddawanych tam komunistycznej indoktrynacji. Represje były szeroko opisywane w międzynarodowej prasie, co pogorszyło wizerunek Chin na Zachodzie.

W opracowaniach zachodnich badaczy pojawiły się oskarżenia o powszechną przemoc seksualną, poddawanie Ujgurek przymusowym aborcjom i sterylizacji oraz wykorzystywanie pracy przymusowej w fabrykach i na polach bawełny – jednego z głównych towarów eksportowych Sinciangu. Według zachodnich mediów Ujgurów zamykano w obozach lub skazywano na wieloletnie więzienie za takie „przewinienia” jak noszenie brody, korzystanie z niedozwolonej aplikacji czy studiowanie islamu.

Chińskie władze odrzucają te oskarżenia i twierdzą, że stanowcza kampania jest konieczna, by chronić region przed separatyzmem, terroryzmem i ekstremizmem religijnym. Początkowo Pekin zaprzeczał istnieniu sieci obozów, a później zaczął je określać mianem „ośrodków szkolenia zawodowego”. Władze twierdzą również, że od rozpoczęcia kampanii w regionie nie doszło do żadnego zamachu terrorystycznego.(PAP)