Scholz: Musimy zrobić wszystko, aby przyciągnąć imigrantów

- Nie ma takiego kraju na świecie, gdzie gospodarka w długim terminie rośnie, i gdzie jednocześnie maleje liczba siły roboczej – mówił kanclerz Scholz w czasie poniedziałkowej konferencji poświęconej rynkowi pracy, która odbyła się w urzędzie kanclerskim.

- Dlatego musimy zrobić wszystko, absolutnie wszystko, aby pozyskać tych, którzy chcą pracować, tak szybko, jak to tylko możliwe – dodał.

Reklama

Waga tego zadania jest duża, ponieważ niemiecka gospodarka przechodzi przez trudny czas. Wzrost PKB w Niemczech ma spaść w najbliższych latach poniżej 0,4 proc. – wynika z szacunków Bloomberg Intelligence. Takie kiepskie prognozy wynikają w dużej mierze z faktu starzenia się niemieckiej populacji. Aby wypełnić tę lukę na rynku pracy, rząd Olafa Scholza próbował pozyskać więcej wykwalifikowanych pracowników zza granicy, ale jest to coraz trudniejsze przy obecnych nastrojach politycznych, bowiem partie antyimigranckie zyskują coraz większe poparcie w Niemczech.

Praca w Niemczech: na jakie zachęty mogą liczyć przybysze?

Pomimo trudnej sytuacji gospodarczej w Niemczech, liczba zatrudnionych osób z Ukrainy oraz z innych państw świata, które szukają azylu nad Renem, z roku na rok jest coraz większa, na co wskazał również kanclerz Scholz.

- Chcemy, aby Niemcy pozostały krajem wzrostu. Aby to osiągnąć, stworzyliśmy nowoczesne prawo imigracyjne, inicjatywę na rzecz wzrostu, która daje zachęty do pracy, szereg lepszych udogodnień dla opieki nad dziećmi oraz, co nie mniej ważne, inicjatywę „job turbo” – powiedział Scholz. Ta ostatnia nazwa odnosi się do rządowego pakietu rozwiązań, które mają pomóc imigrantom w szybszym przechodzeniu na rynek pracy. Wśród tych rozwiązań znalazło się m.in. poluzowanie wymogów językowych.

"Perfect storm" po niemiecku

Z wcześniejszych informacji agencji Bloomberg wynika, że niemiecki rząd obniży prognozę PKB na 2024 rok. Obecna prognoza mówi o 0,3 proc. wzrostu.

Jeśli obniżone prognozy staną rzeczywistością, a niemiecka gospodarka nie urośnie, będzie to oznaczało kolejny stracony rok dla kraju. Od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę Niemcy zmagają się ze zwiększonymi cenami gazu, niepewnym popytem ze strony Chin oraz problemami wokół produkcji samochodów elektrycznych.

Jakby tego było mało, Volkswagen, jedna z czołowych niemieckich firm, może zamknąć rodzime fabryki, zaś Intel – amerykański gigant technologiczny – przesunął w czasie wartą 30 mld euro budowę fabryki półprzewodników w Niemczech.

Jeśli w tegorocznych wyborach prezydenckich w USA zwycięży Donald Trump, wówczas mamy tzw. perfect strom, czyli sytuację, w której wszystkie negatywne czynniki zachodzą jednocześnie. Wtedy niemiecka gospodarka musiałaby szykować się na kolejne ciosy.