Miała to być krótka, zwycięska kampania zakończona upadkiem państwa ukraińskiego i zainstalowaniem w Kijowie prorosyjskiego rządu, który porzuci prozachodnią orientację. Wzmocniłoby to władzę Putina w Rosji, poprawiło jego pozycję przetargową w coraz wyraźniej rysującym się sojuszu z Chinami, a przede wszystkim – dało potężny lewar w relacjach z Europą i Stanami Zjednoczonymi. Wschodnia flanka NATO stałaby się nie do obrony, a co za tym idzie, Sojusz miałby do wyboru: zgodzić się na nowy system bezpieczeństwa w Europie (z Rosją jako istotnym i potężnym elementem) albo zaryzykować nową zimną wojnę.
Ten plan ugrzązł wraz z rosyjskimi czołgami dzięki heroicznej postawie (ale też doskonałemu wyszkoleniu i dowodzeniu) ukraińskiej armii. Coraz wyraźniejszy strategiczny pat powoduje, że Zachód liczy na rozpoczęcie rozmów. Nawet jeśli Rosja przystąpiła do wojny bez planu B, to teraz będzie musiała go stworzyć – i będzie musiał on zakładać pogodzenie się z istnieniem suwerennej Ukrainy. Pytanie tylko, jak bardzo okrojonej terytorialnie. Takie rozumowanie wyrasta z zachodniej kultury politycznej, w której kompromis jest wartością, porażki są naturalną częścią gry, a władza działa w interesie obywateli, a w każdym razie państwa. Tyle że władcy Rosji nie działają w tej logice. Koncentrują się na utrzymaniu i wzmocnieniu władzy nad własnymi obywatelami. A z tego punktu widzenia wojna może być dla nich szansą.
Dyktatura Władimira Putina opiera się na dwóch filarach: ideologicznym i gospodarczym. Ten pierwszy jest nową odsłoną wielkoruskiego szowinizmu łączącego elementy kultu wielkiej wojny ojczyźnianej, syndromu oblężonej twierdzy (zagrożenie przez NATO) i przedrewolucyjnego panslawizmu oraz tradycji carskich. Rosja jest wielka i wiele dała światu, ale on (przede wszystkim Zachód) tego nie docenia: chciałby ją okraść, wyzyskać i oszukać, tak jak to zrobił w latach 90. Odczarowanie traumy z okresu po upadku ZSRR jest jednym z podstawowych powodów autentycznej popularności Putina.
Filar gospodarczy opiera się na złożonej sieci oligarchicznych powiązań, w której środowisko byłych i obecnych ludzi służb specjalnych odgrywa rolę nadrzędnego arbitra. Korzystając z instrumentów państwa policyjnego, Putin ingeruje w dystrybucję zasobów między aparatem państwowym, kapitałem prywatnym i przestępczością zorganizowaną. Gros tych zasobów to bogactwa naturalne. W miarę umacniania się systemu dyktatury kontrola zasobów i powiązań robi się coraz bardziej scentralizowana, jednak do tej pory Kreml był tylko najsilniejszym węzłem sieci, wobec którego pozostałe zachowywały zróżnicowany stopień autonomii (o ile nie próbowały podważać władzy dyktatora).
Reklama
Wojna w Ukrainie okazała się gigantyczną porażką z punktu widzenia interesów państwa. Rosja traci swój mit cywilizacyjny russkogo mira, niesłychanie korzystną pozycję w relacjach gospodarczych z Europą, grozi jej popadnięcie w wasalną zależność wobec Chin. Ale pozycja Putina wobec obywateli i oligarchicznej sieci może się w wyniku tej wojny wzmocnić. Pierwszą reakcją Kremla na niepowodzenia rosyjskiej armii była mobilizacja własnego społeczeństwa. Symbol „Z” jest świadomie kreowany jako element nowej, mitotwórczej propagandy, która w połączeniu z falą represji nadaje państwu charakter już wprost faszystowski. Sankcje i wywołany nimi spadek poziomu życia wcale nie muszą prowadzić do obalenia Putina, wręcz przeciwnie – mogą mu dostarczyć nowej legitymizacji. Tak jak w Korei Północnej, w Iranie czy w Iraku po pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej.
Co więcej, sankcje i krach gospodarczy mogą dla zdeterminowanego dyktatora oznaczać szansę na likwidację względnej autonomii oligarchów. Odcięci od kapitału zachodniego i wręcz fizycznie uwięzieni w kraju staną się oni całkowicie zależni od decyzji władzy. Trwająca wojna wzmacnia Kreml i jego służby względem pozostałych graczy w rosyjskim systemie politycznym.
Nie słaba Rosja, lecz silna Ukraina byłaby receptą na nasze bezpieczeństwo.
*Autor jest doktorem nauk prawnych, kieruje Centrum Badań Ilościowych nad Polityką UJ