Ciekawą pracę na ten temat napisali Christian Lau, Kornel Mahlstein i Simon Schropp związani z amerykańską kancelarią prawną Sidley Austin. Przedmiotem ich badania stały się sankcje ekonomiczne, które nakłada na Rosję rząd USA. Bo trzeba przypomnieć, że od początku konfliktu to administracja Joego Bidena jest w awangardzie tego typu posunięć, zaś Europa Zachodnia odgrywa – tradycyjną – rolę opóźniacza i marudera. Najnowsze amerykańskie sankcje to duży pakiet ceł: wysokość nowych taryf wynosi 35 proc. wartości produktów. Weszły one w życie pod koniec lipca i obejmują prawie 600 grup towarów. To jakieś 9 proc. całego wolumenu amerykańskiego importu z Rosji w 2021 r.
Lau, Mahlstein i Schropp podzielili towary objęte cłem na kilka grup. Pierwszą z nich są te rzeczy, których objęcie karnymi cłami jest z punktu widzenia USA działaniem bardzo skutecznym. Czyli straty poniesione w wyniku podwyższenia cen towarów dla amerykańskiej gospodarki nie są odczuwalne. A nieuchronny spadek popytu boli Rosjan, których wpływy eksportowe spadają. Na tej liście znajdziemy takie produkty, jak kauczuk butadienowo-styrenowy (używany do produkcji opon, podeszew, a nawet gumy do żucia), drewniane meble łazienkowe albo aluminium.