Na Twitterze pisze pani: „Mocno wierzę w demokrację partycypacyjną opartą na dialogu obywatelskim”. Jak ta demokracja i dialog mają się pani zdaniem dzisiaj, w czasie pandemii?
Całkiem nieźle, skoro EKES, którego zadaniem jest informowanie unijnych polityków o tym, czego potrzebują obywatele UE, jako jedna z pierwszych instytucji wznowił działanie po pierwszym uderzeniu wirusa. Natychmiast przystąpiliśmy do opracowania wielu programów pomocowych, m.in. ułatwiających obywatelom UE pracę w nowym reżimie sanitarnym.
EKES gromadzi głównie przedstawicieli przedsiębiorców i związkowców z całej Europy.
Tak, ale nie tylko. Członkowie EKES to reprezentanci różnych grup społeczeństwa obywatelskiego. Jesteśmy aktywni w nagłaśnianiu ich problemów.
Reklama
Czy zdanie obywateli UE w ogóle obchodzi polityków? W 2020 r. rządy państw UE decydowały raczej za obywateli niż w ich imieniu.
Nie odnoszę takiego wrażenia. Cały czas mamy możliwość wyrażania naszych obaw, formułowania postulatów. Mamy jako przedstawiciele obywateli realny wpływ na to, co dzieje się w UE.
A objawia się on w…?
Weźmy np. dyskusję o bud żecie unijnym i planie odbudowy gospodarki UE po kryzysie. Jasno opowiadaliśmy się za wbudowaniem w te instrumenty mechanizmu praworządności.
Chyba nie każdy członek EKES popierał to rozwiązanie. Był przecież o to olbrzymi europejski spór. Pandemia podzieliła ludzi jeszcze mocniej. Chyba trudniej dziś o kompromis, a to dodatkowo osłabia siłę społeczeństwa obywatelskiego.
Ja patrzę na to inaczej. Wirus to zewnętrzny wróg, a przeciw takiemu łatwiej połączyć siły. W pewnych aspektach dziś, gdy wszyscy się zgadzają, że najważniejsze to położyć kres pandemii, jest nawet łatwiej dojść do porozumienia.
Znów poproszę o przykład.
Z chęcią później prześlę panu dokument, który jako EKES przygotowaliśmy i przyjęliśmy znaczną większością głosów, w którym definiujemy największe wyzwania, którym Europa musi w tym kryzysie sprostać.
Mówi się, że nie można marnować dobrego kryzysu. To świetny moment na reformy. Tyle że UE w trakcie obecnego kryzysu wdraża programy, które niekoniecznie pomogą w wychodzeniu z niego. W zeszłym roku zaczęła obowiązywać np. dyrektywa o delegowaniu pracowników nakładająca dodatkowe obowiązki na europejskie firmy, ale uderzająca przede wszystkim w państwa nowej Unii, które głośno się temu sprzeciwiały. W tym świetle europejski dialog nie wygląda chyba zbyt korzystnie, prawda?
Moim zdaniem ta dyrektywa była bardzo potrzebna, gdyż ma być docelowo stosowana do wszystkich pracowników bez względu na branżę. To prawda, że w branży transportowej rodzi pewne problemy, bo nie wiadomo, jak dokładnie stosować nowe reguły, np. do kierowców TIR-ów, którzy poruszają się po różnych państwach UE, przekraczając po kilka granic dziennie.