Bosma i „Wielkie Niderlandy”: polityczna fantazja czy ukryta agenda?
Martin Bosma, przewodniczący holenderskiego parlamentu, podczas kolacji z francuskim ambasadorem miał zaproponować... rozbiór Belgii. Pomysł, by Flandria trafiła do Holandii, a Walonia do Francji, wzbudził konsternację wśród obecnych parlamentarzystów. Jak ujawnia Petra de Koning w swojej kolumnie dla holenderskiego dziennika NRC, nawet francuski ambasador miał być wstrząśnięty– tym, co usłyszał.
Choć Bosma odmówił komentarza, przyznał, że „rozmawia się o polityce i o tym, co mogłoby się wydarzyć”. To wystarczyło, by rozpętać burzę. Idea zjednoczenia Holandii z Flandrią od lat przewija się w środowiskach skrajnie prawicowych, zarówno po stronie holenderskiej, jak i flamandzkiej. Ale dla przeciętnego Belga to raczej absurd niż atrakcyjna propozycja.
Skrajna prawica flirtuje z mapą Europy
Wspólna narracja środowisk ekstremistycznych? Wielkie Niderlandy. Organizacja Voorpost, holenderski polityk Geert Wilders, grali na tych samych emocjach: nostalgii, frustracji i antyestablishmentowym buncie. Co ciekawe, nawet w Belgii flamandzka partia nie forsuje już wprost unii, ale raczej luźną współpracę. Bo, jak pokazują sondaże, przeciętny Flamand woli sąsiadów mieć po drugiej stronie granicy, nie we własnym rządzie. Tymczasem holenderski marszałek izby – kolejny raz pozwala sobie na ideologiczne ekscesy.
Król przemawia jasno: „Musimy się zbroić”
W obliczu geopolitycznych napięć, król Holandii Willem-Alexander ostrzega: czas pokoju się kończy. W środę podczas wizyty w Vredepeel, gdzie holenderscy instruktorzy szkolą ukraińskich żołnierzy, monarcha zaapelował o radykalne zwiększenie wydatków na obronność. „Musimy się przygotować. Jeśli nie jesteśmy gotowi – to działamy źle” – powiedział.
Zdaniem króla, Holandia powinna „uzbroić się po zęby”, by zachować pokój. Podkreślił też konieczność wzmocnienia europejskiej jedności i współpracy transatlantyckiej, które jego zdaniem są kluczem do bezpieczeństwa kontynentu. Zwrócił też uwagę, że przemysł zbrojeniowy musi być gotowy na scenariusz realnego konfliktu.
Dwa światy, jedno pytanie: co dalej z Europą?
Z jednej strony polityczne mrzonki o nowym podziale państw, z drugiej realne zagrożenia i potrzeba działania. Zarówno słowa Bosmy, jak i apel króla, mogą być odczytane jako sygnał: czasy stabilności się kończą. Pytanie tylko, czy odpowiemy na to pragmatycznie, czy ideologicznym hurraoptymizmem. Czy "uzbrojona po zęby" Europa będzie podejmować racjonalne decyzje? Historia pokazuje ze warto w tym względzie zachować ostrożność. Niektórym politykom łatwiej jest mówić o zbrojeniach, niż o innych realnych problemach Europy kryjącymi się za hasłami: demografia, migracja i ekonomia. Nie w każdym przypadku zwiększanie wydatków na obronność jest najlepszą odpowiedzią, zwłaszcza gdy do władzy rwą się populiści.