Biden w rok wchodził z poparciem na niskim poziomie około czterdziestu procent i zamyka go z podobnym wynikiem (mimo tego, że administracji relatywnie szybko udało się zbić inflację po pandemii). W jaki sposób przy tak fatalnym poziomie zaufania nie pojawiła się mu w partii konkurencja, pozostaje zagadką. Tym bardziej, że elektoratowi demokratów, jak wykazują sondaże, przeszkadza podeszły wiek Bidena. A w dobie wojen w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie prezydent zbiera też druzgocące noty za politykę zagraniczną. Mimo tego u demokratów nie ma nikogo. Hillary Clinton jest już negatywnie zweryfikowana, gubernator Kalifornii Gavin Newsom przestał w siebie wierzyć, a Kamala Harris jako wiceprezydent zbierała w mijającym roku tragiczne recenzje.

Po drugiej stronie nie jest lepiej. Ciężko stwierdzić, dlaczego tak się stało, ale Trump wciąż politycznie żyje, nie udało się go utopić. Nie pomogły komisje zajmujące się szturmem jego zwolenników na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku. Nie pomogło stawienie zarzutów karnych, których ma już ponad dziewięćdziesiąt. Nie pomogła krytyka wpływowych republikanów z Kongresu. Wszystko jest jak w 2016 roku, elektorat po prawej stronie dalej jest zakochany w Trumpie, wierzy mu w ciemno. A liberalna prasa nabija sobie kliki, relacjonując jego poczynania i wymyślając nowe określenia na potępienie nowojorczyka.

Rzucenie Trumpowi wyzwania po prawej stronie było w tym roku jak pocałunek śmierci, o czym przekonał się były wiceprezydent Mike Pence, który z wyścigu o Biały Dom szybko odpadł. A także gubernator Florydy Ron DeSantis, którego kampanię uratować może już teraz chyba tylko cud.

Jednocześnie powinniśmy przyglądać się uważnie 51-letniej Nikki Haley, byłej ambasador USA przy ONZ, która akurat rok może uznać za udany. Tak bardzo, że wydaje się, iż zaczyna się jej bać nawet sam Trump. Choć uczciwie mówiąc, do nominacji Partii Republikańskiej faworytką oczywiście nie jest.

Reklama

Odwrócenie się USA od Ukrainy

Z polskiej perspektywy najważniejszym wydarzeniem w USA w ubiegłym roku był odwrót Kongresu od Ukrainy.

Na Kapitolu do tej pory nie udało się przegłosować kolejnego wielomiliardowego pakietu wsparcia dla Kijowa, a bez niegoadministracja w 2024 roku nie będzie miała pieniędzy na zbrojenie naszego sąsiada. Zapewne coś zostanie w styczniu przegłosowane, ale pomoc wojskowa ze strony USA dla Ukrainy będzie zdecydowanie zmniejszona w porównaniu do tej dotychczasowej, pakietów ze sprzętem wojskowym i amunicją będzie mniej. 61 miliardów dolarów, o które zwróciła się do Kongresu administracja Bidena, jest kwotą, o której możemy zapomnieć. Nie zgodzą się na nią trumpisci, którzy uważają, że wojna jest zbyt wielkim obciążeniem dla amerykańskiej gospodarki. O tym, że pomoc dla Ukrainy jest ze strony USA za duża przekonany jest zgodnie z najnowszymi badaniami ośrodka Pew Research już co trzeci Amerykanin i co drugi wyborca republikanów.

Kończący się rok był dla Ukrainy w Waszyngtonie fatalny. Negatywnych dla Kijowa trendów wśród amerykańskich polityków i społeczeństwa nie udało się odwrócić. Jeszcze dwanaście miesięcy temu, pod koniec grudnia, Wołodymyr Zelenski był fetowany owacjami polityków obu partii, gdy jako bohater wojenny przemawiał w Kongresie. Teraz odmówiono mu podobnego wystąpienia, mało który polityk nad Potomakiem chce ogrzewać się już w blasku Ukraińca. Pieniędzy będzie mniej, trzeba negocjować z Rosją - takich głosów w Waszyngtonie jest coraz więcej, także ze strony największych przyjaciół Ukrainy.