Instytut, który ma związki z brytyjskim rządem, wskazał na kilka rzeczy, których trzeba pilnować w kredytach hipotecznych. A zatem, uznano, trzeba wprowadzać limit wielkości kredytu obliczanego w proporcji do ceny zakupu domu. Klienci powinni wykazać zdolność do spłaty. Zaś menedżerowie nie powinni dostawać premii - uznano w raporcie o znamiennym tytule: Szaleństwo hipotecznych kredytodawców.
Zdaniem współautora raportu, prof. Chrisa Hamneta, building societies "porzuciły wiele zasad rozważnego pożyczania, które kierowały tymi towarzystwami przez wiele dekad".
Konserwatywny rząd Margater Thatcher zmienił w 1986 roku prawo tak, że zezwolił "towarzystwom budowlanym", będącym własnością klientów, by przekształciły się w spółki notowane na giełdzie. Od tego czasu building societies coraz chętniej szukały klientów na rynku, zamiast korzystać z depozytów klientów do finansowania budownictwa mieszkaniowego. Z dziesięciu pożyczkodawców, którzy zdecydowali się na "demutualizację", czyli rezygnację z formy wzajemnego wspierania się przez członków jako podstawy działalności, ośmiu zostało wykupionych przez większych konkurentów. Dwa towarzystwa - Northern Rock i Bradford&Bingley musiały być ratowane przez rząd.
Według raportu, brytyjski rynek kredytów hipotecznych miał w 2007 roku wartość 364 mld funtów, co oznacza potrojenie jego wielkości w porównaniu z sytuacją sprzed ośmiu lat. Raport wskazuje, z jakich instrumentów korzystali kredytodawcy: wyższe proporcje kredytu w stosunku do wartości nieruchomości, wyższe proporcje zarobków do wartości nieruchomości, bardziej ryzykowne kredyty.
Teraz autorzy raportu zalecają, by rząd nie spieszył się z szybkim powrotem do nadmiernie łatwego pożyczania pieniędzy.