Przyjęte przez Sejm rozwiązania w tzw. ustawie koszykowej, mimo różnych niedoskonałości, to niewielki krok, ale jednak we właściwym kierunku. Mają one bowiem na celu zwiększenie racjonalności w zakresie udzielania niektórych świadczeń. Ustawa umożliwia ministrowi zdrowia określenie w rozporządzeniach poziom finansowania m.in. świadczeń z zakresu opieki długoterminowej, stomatologii, lecznictwa uzdrowiskowego oraz wyrobów medycznych ze środków publicznych. To ciągle jeszcze, poza stomatologią i nabierającą znaczenia opieką długoterminową, drugoplanowe świadczenia medyczne. Decyzja Sejmu spowodowała jednak już wiele emocji i chyba przedwczesnych obaw.
Najważniejsza dotyczy współpłacenia przez pacjentów. Ministerstwo twierdzi, że takie podejrzenia są absolutnie bezpodstawne. Uważam, że niesłusznie. Poza tym, tak jak w przypadku wspomnianej stomatologii, udział pacjentów w kosztach usług od dawna jest akceptowanym faktem. Kolejnym rządom brakuje jednak odwagi, aby to głośno powiedzieć.
W ustawie koszykowej bardzo ważne są przynajmniej dwie kwestie. Pierwsza to jasność i zasadność doboru kryteriów, na podstawie których będą kwalifikowane konkretne świadczenia finansowane ze środków publicznych w całości lub tylko częściowo. Spełnienie tego wymogu pozwoliłoby uniknąć ewentualnych zarzutów o pozamerytoryczne kryteria wyboru. Druga kwestia to osiąganie porozumienia pomiędzy rekomendacjami Agencji Oceny Technologii Medycznych a decyzjami ministra zdrowia. Wydaje się, że dla przejrzystości podejmowanych decyzji powinna obowiązywać zasada, że bez pozytywnej opinii Agencji, ministerstwo nie może kwalifikować określonych świadczeń do konkretnych grup. Sprawa jest na tyle wrażliwa społecznie, że takie zabezpieczenie podejmowanych decyzji wydawałoby się w pełni zasadne i powinno być wprowadzone.
Krytykom proponowanych rozwiązań warto przypomnieć, że obecnie o sposobie finansowania konkretnych świadczeń lub jego braku decyduje praktycznie prezes NFZ. Bardzo często kieruje się on głównie interesem ekonomicznym kierowanej przez siebie instytucji. Dlatego m.in. jesteśmy często świadkami odmowy kontynuowania kosztownych terapii lub sfinansowania niektórych zabiegów.
Reklama
Pozostają oczywiście wątpliwości konstytucyjne dotyczące uchwalonej ustawy, które muszą być rozstrzygnięte. Jeśli są, to powinno raczej skłonić nas do zastanowienia się nad tym, czy chcemy mieć tzw. darmową ochronę zdrowia, czy coraz bardziej nowoczesną i na lepszym poziomie jakościowym, do której musimy jednak dopłacić, choćby poprzez system prywatnych ubezpieczeń dodatkowych.