Ekspert Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski podkreślił w rozmowie z PAP, że sytuacja gospodarcza Polski wygląda znacznie lepiej niż innych krajów UE. "Po krachu banku Lehman Brothers mieliśmy do czynienia w Polsce ze spowolnieniem gospodarczym. Nasze przedsiębiorstwa zaczęły się wycofywać z dotychczasowych inwestycji i wstrzymywać już rozpoczęte. Kiedy polskie firmy przekonały się, że straszenie ich kryzysem przez polityków nijak się ma do ich najbliższej przyszłości, to zaczęły odblokowywać wstrzymane wcześniej przedsięwzięcia i powracać do realizacji swoich dawnych planów" - podkreślił Sadowski.

Ekspert przestrzega przed mówieniem o kryzysie w polskiej gospodarce. "Jeżeli w ekonomii kryzys dotyczy nadprodukcji, to zdarzył się on w Stanach Zjednoczonych i to w gospodarce wirtualnej. Dotyczył on nadprodukcji pochodnych instrumentów finansowych, w tym m.in. pożyczek hipotecznych, które nie były odpowiednio zabezpieczone" - powiedział.

Sadowski dodał, że chodzi przede wszystkim o krach na spekulacyjnych rynkach finansowych, a nie kryzys gospodarczy. "W ubiegłym roku doszło do krachu instytucji zaangażowanych w najczystszy hazard, tak jak w przypadku banku Lehman Brothers. To była działalność nawet nie spekulacyjna, która jest istotą rynków finansowych, ale hazardowa - uprawiana w kasynach" - powiedział. Ocenił, że kryzys zaczął się dopiero od momentu, kiedy rządy poszczególnych państw postanowiły ratować tego typu instytucje. Zaczęły one przerzucać odpowiedzialność za szkody, jakie te instytucje poniosły na podatników, twierdząc, że mamy do czynienia z zagrożeniem dla całego systemu bankowego" - podkreślił.

Według Sadowskiego, kryzys rozpoczął się w Europie, kiedy rządy postanowiły bardzo duże kwoty przeznaczać na wspieranie konkretnych sektorów czy przedsiębiorstw, które poniosły gigantyczne straty. "Cały ten proces miał charakter czysto polityczny, a nie ekonomiczny, ze względu na silne związki przedsiębiorstw z elitami swojego kraju - tak jak to było w przypadku Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii" - powiedział.

Reklama

"Stąd podręcznikowego kryzysu gospodarczego w Polsce nie mieliśmy. Instytucje finansowe nie angażowały się w działalność hazardową i nie miały powodów oczekiwać wsparcia od rządu. Dlatego sektor finansowy bezpośrednio nie ucierpiał, a tym samym kryzys na świecie w ograniczonym stopniu wpłynął na realną gospodarkę naszego kraju" - powiedział Sadowski.

Główny ekonomista BRE Banku Ryszard Petru ocenił, że Polska radzi sobie całkiem nieźle z kryzysem na tle innych krajów Unii Europejskiej. Jego zdaniem, nasza gospodarka odczuje znaczną poprawę dopiero w połowie 2010 roku. Dodał, że silne spowolnienie gospodarcze widać szczególnie w branży motoryzacyjnej, deweloperskiej i meblarskiej.

"Polska gospodarka wychodzi ze wstrząsu postlehmanowskiego, kiedy zostały zamrożone rynki finansowe. Co oznacza, że poprawia się sytuacja płynnościowa na rynku, a banki są bardziej skłonne pożyczać pieniądze. Cały czas jednak jesteśmy w okresie, w którym światowa gospodarka znajduje się w recesji, bądź z niej powoli wychodzi. W związku z tym mamy poprawę w stosunku do poprzednich kwartałów, ale cały czas znacznie gorszą światową sytuację niż w zeszłym roku" - powiedział Petru.

Jego zdaniem, Polacy będą jeszcze odczuwali w najbliższych kwartałach efekty spowolnienia gospodarczego, ponieważ będzie rosło bezrobocie. Petru szacuje, że na koniec roku wyniesie ono 12,5-13 proc., a w przyszłym powyżej 13 proc. Wzrost gospodarczy w 2010 r. - jego zdaniem - powinien osiągnąć 2,7 proc. PKB. "Nie będzie on jednak wystarczający, by powstało tyle miejsc pracy, które neutralizowałyby efekty spowolnienia gospodarczego. Potrzebny jest silniejszy wzrost gospodarczy, napędzany przez inwestycje, aby bezrobocie nie rosło" - podkreślił.

"Pomimo coraz lepszych perspektyw dla naszej gospodarki Polacy jeszcze przez najbliższy rok mogą odczuwać pogorszenia sytuacji gospodarczej, nawet jeśli wskaźniki makroekonomiczne będą się poprawiać" - dodał.

Główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak oczekuje znacznej poprawy, jeśli chodzi o finansowanie przedsiębiorstw i gospodarstw domowych przez banki na przełomie pierwszego i drugiego kwartału 2010 r. Zaznaczył jednak, że będzie to możliwe, jeśli w tym czasie nie dojdzie do kolejnego załamania na rynkach globalnych w Europie i w Stanach Zjednoczonych.

Jankowiak ocenił, że "system bankowy w Polsce ma się relatywnie nieźle, bo nie wymaga żadnej interwencji ze strony rządu i państwa, co w obecnych czasach jest dużym sukcesem". "Z drugiej strony kondycja sektora bankowego mierzona wynikami finansowymi przedstawia się nie najlepiej. Banki w Polsce mają analogiczne problemy jak banki na Zachodzie. Z powodu trudności pozyskania kapitału skracają akcję kredytową. To odbija się na finansowaniu sfery realnej przedsiębiorstw i konsumentów" - podkreślił.

Według Jankowiaka, by zwiększyła się podaż kredytu, potrzebne są nie tylko działania po stronie banku centralnego. "Sektor prywatny czeka w dalszym ciągu na uruchomienie wspólnie z sektorem bankowym szerszej akcji kredytowej, która jest objęta gwarancjami Skarbu Państwa" - powiedział.



ikona lupy />
Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu / DGP
ikona lupy />
Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha / DGP