Euro jest walutą stabilną – to jeden z argumentów za przyjęciem wspólnego pieniądza. Na pewno jest taką w porównaniu z np. złotym, choć amplituda wahań pieniądza europejskiego do np. dolara w ciągu ostatnich 10 lat bywała uciążliwa z punktu widzenia gospodarki krajów, które wspólną walutę przyjęły.

Wprowadzenie euro ułatwi życie eksporterom i zdejmie z nich ryzyko walutowe – to główny plus wejścia do unii monetarnej. Warto pamiętać, że będzie do dotyczyć tylko tej części eksportu rozliczanej w euro. Ta obecnie stanowi ok.60 proc. wartości sprzedaży polskich firm za granicę. Co z tymi, którzy za swoje towary rozliczają się w dolarach – nadal będą narażeni na wahania kursowe, choć – co podkreślają analitycy – te wahania są mniejsze, to jednak nadal ryzyko kursowe w prowadzeniu działalności handlowej pozostaje. I tak – od lipca 2008 do lutego 2009 r. złoty osłabił się do dolara o 93 proc. (w tym samym czasie do euro o 53 proc., a euro do dolara osłabło o 23 proc. Podobnie jest z wahaniami dziennymi – średnia dzienna zmiana kursu euro do dolara z ostatniego roku wynosi 0,6 proc. Tymczasem dla pary dolar złoty jest dwukrotnie większa i wynosi 1,24 proc., a dla pary euro złoty – 0,85 proc.

Ale historia EUR/USD, choć relatywnie krótka, jest dość burzliwa. Od dołka w październiku 2000 do szczytu w kwietniu 2008 r. euro umocniło się o prawie 100 proc.! Oczywiście działo się to na przestrzeni siedmiu lat, zmieniających się cykli gospodarczych czy monetarnych, ale i w historii relacji obu walut nie brakuje zdarzeń gwałtownych. Tak było jesienią 2008 r., kiedy to upadek banku Lehman Brothers wywołał falę paniki na rynkach finansowych. Amerykańskie instytucje finansowe zaczęły wycofywać się z aktywów nominowanych w innych walutach niż dolar i rozpoczął się proces umacniania amerykańskiej waluty, która w zaledwie trzy miesiące zyskała 20 proc. Samo umacnianie było paradoksalne, ponieważ to kryzys nadwątlił pozycję dolara na światowych rynkach, a same perturbacje w światowej gospodarce za źródło miały właśnie USA.

Analitycy podkreślają, że podobnie jak w przypadku innych relacji kursowych główne czynniki wpływające na kurs euro dolara są takie same – chodzi głównie o stan gospodarek, politykę pieniężną banków centralnych i saldo przepływów pieniężnych (połączone saldo obrotów bieżących, napływ bezpośrednich inwestycji i przepływy portfelowe). To właśnie zdecydowało o osłabieniu euro do dolara w początkowej historii wspólnego pieniądza. Stopy procentowe w USA były wyższe, kapitał płynął do USA szerokim strumieniem, pompując bańkę internetową, a inwestorzy wierzyli w dolara i nowy model gospodarki, w który uwierzył także ówczesny szef FED Alan Greenspan. Model ten miał pozwolić na osiągnięcie wysokiego tempa rozwoju gospodarczego przy niskiej inflacji, dzięki bardzo wysokiej produktywności. Pęknięcie bańki internetowej na amerykańskiej giełdzie, a potem atak 11 września 2001 r. osłabiły dolara. Ale dopiero wiosną 2002 r., kiedy Europa zaczęła wychodzić ze spowolnienia, wspólny pieniądz zaczął odzyskiwać wartość – w czerwcu tego roku wartość euro i dolara się zrównała. Pomijając czynniki czysto ekonomiczne, na relacje obu walut wpływały takie wydarzenia jak wojna w Iraku – wraz ze zwycięstwami wojsk amerykańskich dolar zyskiwał. Podobnie było ze wspomnianym początkiem historii euro, które traciło ze względu na brak wiary w możliwość przetrwania wspólnej waluty. Inwestorzy, którzy do tej pory preferowali niemiecką markę, nie ufali nowej walucie, bo posługiwały się nią także kraje o niezbyt zdrowych fundamentach ekonomicznych (takich jak Włochy).



Reklama

Ale głównym czynnikiem determinującym siłę obu walut były stopy procentowe – np. początek cyklu zacieśnienia polityki pieniężnej w strefie euro w 2005 roku rozpoczął także okres powolnej aprecjacji euro w stosunku do dolara, które zostało zintensyfikowane rozpoczętym w 2007 roku cyklem obniżek w USA, przy jednoczesnym utrzymaniu stóp w strefie euro na rekordowo wysokim poziomie (4,5 proc. w przypadku głównej stawki).

Podobnie było też z japońskim jenem, o którego słabości decydowały utrzymywane na niskim poziomie stopy procentowe przez wiele lat. To miał być środek na podźwignięcie japońskiej gospodarki po „straconej dekadzie” w latach 90., kiedy gospodarka japońska popadła w stagnację. Jen – pomijając pierwszy okres istnienia euro – przez większość czasu tracił do wspólnej waluty. Niskie stopy procentowe (0,5 proc.) i skłonność do oszczędzania japońskich gospodarstw domowych sprawiały, że świat zaczął pożyczać w jenie i za to inwestować w wyżej oprocentowane aktywa. Mechanizm ten, który apogeum osiągnął w 2007 i jeszcze na początku 2008 roku, przyczynił się do znacznego osłabienia japońskiej waluty. W chwili eskalacji kryzysu na kursie euro do jena można było zaobserwować ten sam efekt co na kursie euro do dolara. Euro zaczęło silnie słabnąć, jako że następował proces odwrotny – wyzbywanie się ryzykownych aktywów i powrót do nisko oprocentowanego, ale bezpiecznego jena.

W sumie w dziesięcioletniej historii kurs euro wahał się od 89 jenów za euro w październiku 2000 roku do prawie 170 latem 2008 roku – te dwa szczyty w relacji euro i jena przypadają w tym samym czasie co dla pary euro i dolara.

I podobnie jak w przypadku kursu złotego, tak i wartość euro i jego wahania staje się przedmiotem wielu dyskusji, także politycznych. Tak było latem 2008 roku, kiedy bardzo silne euro utrudniało życie eksporterom we Francji czy w Niemczech. Choć, zważywszy na duży udział handlu wewnątrz unii monetarnej, efekt ten miał mniejsze przełożenie na gospodarki niż umocnienie złotego względem euro.