Kandydat powinien być gotowy pracować od świtu do nocy, podróżować po całym świecie i znosić presję asertywnej i kapryśnej rady dyrektorów, zdominowanej przez ludzi bez doświadczenia w branży, mianowanych przez amerykański rząd, który w lipcu stał się największym akcjonariuszem GM. Musi być także przygotowany, że w każdej chwili może zostać zwolniony. Ludzie zbliżeni do GM opisywali nastrój w firmie po wtorkowej decyzji rady o zwolnieniu Fritza Hendersona ze stanowiska prezesa jako „szok”. Wydaje się, że dla większości zarządu GM, w tym samego Hendersona, było to zaskoczenie.
Jeżeli, jak się tego oczekuje, rada GM mianuje kogoś spoza firmy, będzie mu mogła zaoferować znacznie większy pakiet płacowy niż komuś pracującemu już w koncernie. W październiku Kenneth Feinberg, główny specjalista w administracji Obamy od spraw płac, obciął wynagrodzenie Hendersona o 25 procent, do 950 000 dolarów. – Znalezienie najlepszych ludzi, których potrzebujemy, jest trudniejsze przy tym poziomie wynagrodzeń. Nie sądzę, by te ograniczenia zostały zniesione, ale mam nadzieję, że zostaną zmodyfikowane – powiedział Ed Whitacre, przewodniczący rady dyrektorów GM.
To pozwoliłoby radzie GM szerzej zarzucić sieci i pozyskać kogoś spoza branży motoryzacyjnej, gdyby zdecydowała się pójść w ślady swojego konkurenta, Forda, który w 2006 roku pozyskał na stanowisko prezesa Alana Mulally’ego z Boeinga. W zeszłym roku Mulally zarobił 14 mln dol.
Międzynarodowy proces rekrutacyjny, do którego przygotowuje się GM, zajmie prawdopodobnie miesiące, a tymczasem Opel, jego europejska spółka zależna, ogłosił odejście drugiego wysokiego rangą menedżera w ciągu niespełna miesiąca. Firma podała wczoraj, że Marco Molinari, dyrektor finansowy Opla, ustąpił z efektem natychmiastowym, „by realizować inne cele”. Spółka podała również, że Nick Reilly, szef międzynarodowych operacji GM i p.o. prezesa Opla, oraz Walter Borst, wiceprezes i skarbnik finansowego ramienia GM, wejdą do rady nadzorczej.
Reklama
Nowo mianowani zastąpią weterana GM, Boba Lutza i Carla-Petera Forstera, byłego prezesa Opla, który odszedł w zeszłym miesiącu. Branżowi analitycy twierdzą, że czas na tak radykalne przemeblowanie został źle dobrany, biorąc pod uwagę, że GM musi się skupić na odbudowie pozycji na kluczowym rynku amerykańskim.
Rada GM jest dobrym powodem, dla którego następcę Hendersona, ktokolwiek nim będzie, trzeba będzie mocno przekonywać, że warto wziąć tę posadę. Rada, opisana na początku tego tygodnia przez jedną z osób znających sytuację jako „morderca”, została w lipcu powołana przez rząd USA i pełna jest korporacyjnych zawodników wagi ciężkiej.
Oprócz Whitacre’a, nowy prezes będzie odpowiadał przed dwoma najbardziej szanowanymi specjalistami z branży private equity: Davidem Bondermanem, współzałożycielem TPG, i Danielem Akersonem, dyrektorem zarządzającym Carlyle Group, a także Nevillem Isdellem, byłym prezesem Coca-Coli.