"Nie dopuścimy do tego, by Niemcy i inne uprzemysłowione kraje Europy poszły daleko naprzód w dziedzinie ochrony klimatu, a inne państwa nie zrobiły nic i potem odbierały nam miejsca pracy argumentując, że ponoszą mniejsze koszty walki z ociepleniem klimatu. Ze mną to nie przejdzie i dlatego potrzebujemy globalnego porozumienia (klimatycznego)" - powiedziała Merkel.

>>> Czytaj też: Unia uzbiera 7,2 mld euro na pomoc biednym w walce z emisją CO2

W jej ocenie międzynarodowa konferencja klimatyczna w Kopenhadze, która zakończy się w nadchodzącym tygodniu, powinna doprowadzić do zobowiązań dotyczących ograniczenia wzrostu średniej temperatury na Ziemi. "To decydujące kryterium. Jestem optymistką, że możemy osiągnąć takie porozumienie. W tej sprawie rozmawiałam telefonicznie w zeszłym tygodniu z premierami Chin i Indii, których potrzebujemy do takiego porozumienia" - powiedziała niemiecka kanclerz.

Oczekuje ona, że w Kopenhadze uzgodnione zostaną tylko "centralne polityczne cele" walki z globalnym ociepleniem. "Szczegółową umowę prawnomiędzynarodową należy sporządzić w kolejnym roku" - dodała. Merkel zasugerowała, że porozumienie w Kopenhadze byłoby może łatwiejsze, gdyby przedłużono pierwszy etap redukcji emisji CO2 do roku 2025 bądź 2030. Obecne propozycje mówią o roku 2020.

Reklama

>>> Czytaj też: Pakiet klimatyczny grozi utratą miejsc pracy

Na zakończonym w piątek szczycie UE w Brukseli państwa członkowskie potwierdziły gotowość do podjęcia w Kopenhadze zobowiązania, że Unia ograniczy emisje CO2 o 30 proc. do roku 2020 r. - zamiast uzgodnionych wcześniej 20 proc. UE podtrzymała jednak warunek, że na podobny wysiłek muszą się zdobyć inne kraje rozwinięte. Największe oczekiwania ma pod adresem USA, które zapowiadają redukcje zaledwie o ok. 4 proc. do roku 2020 w porównaniu z rokiem 1990.