Quercus TFI to jedna z nielicznych spółek na New- Connect, której kurs systematycznie rośnie. Gdy debiutowała jesienią 2008 roku, za jedną jej akcję płacono 0,80 zł. Dziś trzeba wyłożyć 3,20 zł. To jedna z miar sukcesu firmy, którą wraz z kilkoma wspólnikami założył w 2007 roku Sebastian Buczek. Początki wcale nie były różowe.

Przetrwał kryzys

Buczek wspomina, że gdy narodził się pomysł nowego przedsięwzięcia, na rynku panowała hossa. Wszystko rosło, więc wydawało się, że taki biznes jak towarzystwo funduszy inwestycyjnych musi się udać.
– Długo zastanawialiśmy się, czy warto nadal pracować dla wielkiej korporacji, czy założyć coś własnego. Osobiście doszedłem do wniosku, że w przyszłości nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie spróbował otworzyć własnej firmy i dziś oczywiście nie żałuję. Ale było ciężko – mówi Buczek.
Reklama
Wraz z kilkoma współpracownikami odeszli z ING, zainwestowali własne pieniądze i we wrześniu 2007 roku wystąpili do Komisji Nadzoru Finansowego o zgodę na prowadzenie TFI. Firma wystartowała wiosną 2008 roku. Jednak chwilę potem światową gospodarkę ogarnął kryzys finansowy. Były chwile, że Buczek wątpił, czy optymistyczne prognozy dla nowej spółki uda się zrealizować.
Na szczęście kryzys nie był taki straszny dla Quercusa, jak się na początku wydawało. Po ciężkim 2008 i niewiele lżejszym 2009 roku przyszedł rok 2010. Słońce zaświeciło mocniej dla rynków kapitałowych, a młodziutkie TFI okrzepło i zapuściło korzenie na tyle, że dziś można być spokojnym o jego przyszłość. Firma zanotowała w 2010 r. wysoki zysk na poziomie ponad 10 mln zł, a zarząd zastanawia się nawet nad wypłatą dywidendy. Wkrótce akcje spółki zostaną przeniesione z NewConnect na rynek główny GPW.

Dobra opinia

Choć Quercus jest dziś w dobrej kondycji i Sebastian Buczek mógłby nieco odpocząć, wciąż dużo pracuje. To sprawia, że czasu dla rodziny nie ma dużo, ale każdą wolną chwilę stara się spędzić z żoną i córką.
W Quercus TFI dba o to, by nie przesadzać z mnożeniem etatów. Pracuje tu 17 osób i jak mówi prezes, to dokładnie tyle, ile trzeba. Sam Buczek dla wielu inwestorów jest gwarantem, że z firmą nie stanie się nic złego. – Zainwestowałam swoje pieniądze nie w spółkę, ale w nazwisko prezesa. Obserwuję jego poczynania od kilkunastu lat i wiem, że facet ma głowę na karku. Akcji Quercusa nie sprzedałam nawet wtedy, gdy podczas kryzysu taniały, i dziś widać, że zrobiłam dobrze – mówi jedna z właścicielek akcji TFI założonego przez Buczka.
Szef Quercusa ma także dobrą opinię wśród dziennikarzy zajmujących się tematyką finansową. Odkąd w 1996 roku rozpoczął pracę w grupie ING, numer jego telefonu komórkowego mają niemal wszyscy żurnaliści finansowi w Polsce. Jest niezastąpiony, bo Buczek niemal zawsze odbiera telefon i zawsze ma coś mądrego do powiedzenia. To ważne, bo choć analityków, doradców i ekonomistów w Polsce jest wielu, to nie każdy wie, co mówi.