Czy to oznacza, że banki centralne rynków wschodzących w końcu próbują odwrócić ostrą przecenę swoich walut, do której doszło w ubiegłym miesiącu? Analitycy walutowi uważają, że prawdopodobnie nie. Decydenci przede wszystkim chcą powstrzymać zbyt gwałtowne ich zdaniem wahania kursów ich walut. Chcą stabilizacji, a nie aprecjacji.
Najlepszym dowodem na to jest fakt, że środki przeznaczone na interwencje nie są zbyt duże. Banki centralne rynków wschodzących wydały na nie w ubiegłym tygodniu ponad 7 mld dol., ale za wyjątkiem Korei i Brazylii nie były to operacje zakrojone na szeroką skalę. Tajwan wydał 300 mln dol., Indonezja przeznaczyła 1,740 mld rupii (196 mln dol.) na zakup obligacji rządowych, Peru 181 mln dol. na wsparcie sola, a Turcja 300 mln na wzmocnienie liry.
Banki raczej poszturchują inwestorów, niż próbują ich przestraszyć, by przestali wyprzedawać tamtejsze waluty. Dla porównania Bank Anglii, działający na znacznie większym rynku, wydał w 1992 r. 27 mld funtów na nieudaną obronę szterlinga.
Państwa wschodzące obawiają się, że globalna gospodarka szybko zwalnia i że grożą jej dalsze wstrząsy, jeżeli strefa euro nie zdołała rozwiązać kryzysu. Guido Mantega, minister finansów Brazylii, powiedział w wywiadzie dla FT, że jest zadowolony z obecnego kursu reala (spadek o 16 proc. od początku miesiąca). – Kurs reala wynosi obecnie 1,85 za dolara. Nic więcej nie trzeba robić – powiedział.
Reklama
Inne kraje są bardziej ostrożne w ocenach, ale nastrój ten jest powszechny, nie tylko w uzależnionych od eksportu gospodarkach Azji i Europy Wschodniej. Politycy przypominają, że na recesji z lat 2008 – 2009 najbardziej ucierpiały te kraje, które mają sztywny kurs walutowy, a nie te, które pozwoliły swoim walutom osłabnąć, tak jak Polska, która uniknęła recesji, promując eksport i ograniczając import. – Banki centralne są obecnie bardziej tolerancyjne dla osłabienia waluty z racji tego, co stało się po upadku Lehmana – powiedział Zaheer Imran Ahmad, analityk w RBS.