Kryzys zadłużeniowy w Grecji trwa już od przeszło dwóch lat. Jednak skutków spowolnienia i presji międzynarodowych rynków finansowych jeszcze nigdy nie było widać tak wyraźnie w greckim społeczeństwie jak teraz. Po fali masowych protestów przeciwko cięciom budżetowym, które są warunkiem otrzymania przez Grecję międzynarodowej pomocy finansowej od MFW i UE, w kraju zapanował chaos gospodarczy.

„Krajobraz społeczno-gospodarczy w Grecji nie wygląda za ciekawie” – pisze Bruce Krasting na łamach Business Insidera. Grecy odczuwają skutki kryzysu na własnej skórze. „Teraz kwestie związane z przeżyciem i wiązaniem końca z końcem zastąpiły gorliwość do podnoszenia protestów”, napisał dziennikarz na podstawie swojej rozmowy z mieszkańcem Aten.

>>> Czytaj też: Nowa unia fiskalna: Ile Niemiec w niemieckiej Europie

Na każdym kroku na ulicach można zauważyć jakieś symbole kryzysu gospodarczego. Punkty handlowe, małe sklepy i centra handlowe, coraz częściej są zamykane. Kłódki i zasłonięte żaluzje wiszą już na 20 proc. sklepów.

Reklama

Większość Greków nie wierzy w to, że ich kraj uniknie bankructwa. „Grecka diaspora rośnie w siłę, ludzie wyjeżdżają z kraju. To dotyczy i młodych i starszych” – czytamy na portalu. Grecy emigrują do Europy, do krajów, gdzie perspektywy zawodowe i tak są niepewne, ale nie aż tak złe jak w Grecji. Wyjeżdżają także do USA, Australii i Ameryki Południowej. Mówi się, że "Grecy to nowi Palestyńczycy” – jak podaje Business Insider.

„Grecka gospodarka tonie. Ludzie uważają, że sytuacja jest beznadziejna i coraz bardziej się pogarsza". Szacunki podają, że ewentualny powrót do drachmy i wyjście Grecji ze strefy euro jeszcze bardziej uderzyłaby w status materialny obywateli kraju – pensje obniżyłyby się o 50 proc.

W środę okaże się, czy Grecji udało się osiągnąć porozumienie w rozmowach na temat restrukturyzacji długu. Rząd prowadzi negocjacje z właścicielami obligacji, głównie bankami i dużymi instytucjami finansowymi.

ikona lupy />
Grecja. Przechodzień z papierosem czyta tytuły dzienników w kiosku ulicznym w Atenach, 2 listopada 2011 / Bloomberg / Kostas Tsironis