Według prokremlowskiego Wszechrosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej (WCIOM) szef rządu może liczyć na 58,6 proc. głosów. Inny lojalny wobec Kremla ośrodek - Fundacja Opinii Publicznej (FOM) - przewiduje natomiast, że Putina poprze 60,3 proc. wyborców. Z kolei w ocenie niezależnego od władz Centrum Analitycznego Jurija Lewady premier cieszy się poparciem 66 proc. wyborców, którzy już zdecydowali, że 4 marca pójdą do urn.

>>> Czytaj też: Władimir Putin - z premiera na prezydenta po raz drugi (życiorys)

Wybory odbywają się na tle największych od 20 lat protestów opozycji, do których doszło w Moskwie, Petersburgu i innych miast FR po grudniowych wyborach do Dumy Państwowej, uznanych przez oponentów Putina za sfałszowane na korzyść kierowanej przez niego partii Jedna Rosja.

>>> Polecamy: Dmitrij Miedwiediew - ustępujący prezydent, potencjalny premier Rosji (życiorys)

Reklama

Wielu Rosjan jest też oburzonych z powodu zapowiedzianej we wrześniu 2011 roku przez Putina i prezydent Dmitrija Miedwiediewa roszady na szczytach władzy. Dwaj przywódcy ogłosili wtedy, że po obecnych wyborach prezydenckich zamienią się miejscami. Zdradzili przy tym, że zdecydowali tak już w 2008 roku, gdy ten pierwszy opuszczał Kreml.

Putin był już prezydentem FR przez dwie kadencje, w latach 2000-2008. Konstytucja zabraniała mu kandydować na trzecią kadencję z rzędu. Odchodząc z urzędu, na swojego następcę zaproponował Miedwiediewa, a sam stanął na czele rządu. Już wtedy niektórzy analitycy prognozowali, że Miedwiediew będzie jedynie strażnikiem kremlowskiego tronu i że Putin w 2012 roku zechce wrócić na Kreml.

Oponenci premiera zapowiedzieli już, że nie uznają wyników niedzielnych wyborów, gdyż - ich zdaniem - nie są one wolne i demokratyczne. Również dlatego, że do udziału w nich nie dopuszczono żadnego niezależnego od Kremla polityka, nawet lidera oficjalnie zarejestrowanej, demokratycznej partii Jabłoko Grigorija Jawlińskiego. A tym lojalnym wobec Kremla kandydatom, których dopuszczono, na wszelkie sposoby utrudniano prowadzenie kampanii wyborczej. Na Putina pracowała cała machina państwa, w tym media, w których szef rządu niepodzielnie panował.

Przeciwnicy Putina zapowiedzieli też na 5, 8, 9 i 10 marca kolejne akcje w Moskwie i innych miastach. Niektórzy przywódcy opozycji nawołują nawet do rozbicia w centrum stolicy miasteczka namiotowego i pozostania tam do czasu aż Kreml spełni jej żądania.

Manifestujący domagają się odejścia Putina, uwolnienia wszystkich więźniów politycznych, unieważnienia rezultatów wyborów do Dumy, zdymisjonowania przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej Władimira Czurowa, zarejestrowania opozycyjnych partii, zreformowania systemu politycznego, zliberalizowania ordynacji wyborczej, a także przeprowadzenia przedterminowych, uczciwych wyborów parlamentarnych i prezydenckich.

Mer Moskwy Siergiej Sobianin ostrzegł, że władze nie dopuszczą do rozbicia miasteczek namiotowych w stolicy przez oponentów Putina, którzy będą kontestować wyniki wyborów. "Majdanu na pewno nie będzie" - oświadczył Sobianin, komentując anonsowane demonstracje opozycji po wyborach prezydenckich.

Majdan jest symbolem masowych protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich na Ukrainie w 2004 roku. Przeszły one do historii jako pomarańczowa rewolucja. Protestujący demonstrowali na głównym placu Kijowa - Majdanie Niepodległości.

Dyrektor generalny WCIOM Walerij Fiodorow ocenia, że po niedzielnych wyborach Putin nie będzie już mógł kreować się na "prezydenta wszystkich Rosjan". Chcąc za takiego uchodzić, musiałby zebrać 70-75 proc. głosów. Według socjologa, po wyborach nowego prezydenta czeka trudne zadanie - będzie musiał prowadzić politykę, uwzględniającą interesy nie tylko większości, ale również mniejszości.

Pod presją opozycji Kreml w końcu grudnia zainicjował już reformę systemu politycznego Rosji. W tym tygodniu Duma w pierwszym czytaniu uchwaliła przedłożone przez Miedwiediewa projekty ustaw, mających uprościć przepisy regulujące zakładanie partii, ułatwić rejestrację kandydatów w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, a także przywrócić bezpośrednie wybory gubernatorów, zniesione w 2004 roku z inicjatywy Putina, ówczesnego gospodarza Kremla.

Prezydent spotkał się też z liderami partii politycznych, którym w ostatnich latach albo odmówiono rejestracji, albo które wykreślono z prowadzonego przez Ministerstwo Sprawiedliwości rejestru osób prawnych. Włączył także opozycję pozaparlamentarną do prac nad projektami ustaw, zmierzających do zdemokratyzowania systemu politycznego.

Zmiany nastąpiły również w mediach elektronicznych. W różnych programach telewizyjnych zaczęli pojawiać się opozycyjni politycy, obrońcy praw człowieka, szefowie niezależnych organizacji pozarządowych i eksperci - tacy, jak Borys Niemcow, Władimir Ryżkow, Garri Kasparow, Siergiej Udalcow, Ludmiła Aleksiejewa i Lew Ponomariow - których od połowy poprzedniej dekady praktycznie w ogóle do takich audycji nie zapraszano.

Niedzielne wybory monitorować będzie około 700 obserwatorów z zagranicy, w tym 200 reprezentujących Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE (ODIHR). W 2008 roku z powodu drastycznego ograniczenia przez władze Rosji liczby obserwatorów ODIHR zrezygnowało z monitorowania wyborów prezydenckich. Z tego samego powodu nie wysłało swoich specjalistów na wybory parlamentarne w Rosji w 2007 roku. Zeszłoroczne wybory parlamentarne w Rosji też obserwowało 200 ekspertów ODIHR.

Od 2000 roku, tj. od objęcia władzy w Rosji przez Putina, żadne wybory w tym kraju nie zostały uznane przez obserwatorów z Zachodu za wolne i demokratyczne.

Wybory bez wyborów

W Rosji praktycznie nikt nie ma wątpliwości, że następnym prezydentem FR będzie Władimir Putin. Jedyną niewiadomą wyznaczonych na 4 marca wyborów prezydenckich jest to, czy zwycięży on w pierwszej turze, czy też potrzebna będzie druga.

Dogrywka taka w Rosji konieczna była tylko raz - w 1996 roku. Urzędujący prezydent Borys Jelcyn zmierzył się w niej z liderem Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF) Giennadijem Ziuganowem.

Putin był już prezydentem FR przez dwie kadencje, w latach 2000-2008. Konstytucja zabraniała mu kandydować na trzecią kadencję z rzędu. Odchodząc z urzędu, na swojego następcę zaproponował Dmitrija Miedwiediewa, a sam stanął na czele rządu. Już wtedy analitycy prognozowali, że Miedwiediew będzie jedynie strażnikiem kremlowskiego tronu i że Putin w 2012 roku zechce wrócić na Kreml.

We wrześniu zeszłego roku Putin i Miedwiediew oficjalnie ogłosili, że po wyborach prezydenckich 4 marca 2012 roku znów zamienią się miejscami. Nie spodobało się to wielu Rosjanom i stało się jedną z głównych przyczyn słabego wyniku Jednej Rosji w wyborach do Dumy Państwowej z 4 grudnia 2011 roku, kiedy to ta kierowana przez Putina partia z trudem utrzymała większość absolutną w izbie niższej parlamentu Rosji. Było to również jednym z powodów późniejszych, największych od 20 lat wystąpień opozycji na ulicach Moskwy, Petersburga i innych miast FR.

Dla Putina konieczność udziału w drugiej turze wyborów byłaby klęską, wręcz upokorzeniem. Również dlatego, że - jak podkreśla Lilia Szewcowa, politolog z Moskiewskiego Centrum Carnegie - "musiałby on uczestniczyć w debatach i odpowiadać na trudne pytania, w tym o kolegów z Petersburga, którzy pod jego rządami zbili fortuny i kontrolują dużą część majątku państwowego".

Pracownie socjologiczne prognozują wszelako, że Putin zostanie prezydentem w pierwszej turze. Według prokremlowskiego Wszechrosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej (WCIOM) Putin zdobędzie 58,6 proc. głosów. Ziuganowa poprze 14,8 proc. wyborców, przywódcę nacjonalistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR) Władimira Żyrinowskiego - 9,4 proc., miliardera Michaiła Prochorowa - 8,7 proc., zaś szefa socjalistycznej Sprawiedliwej Rosji Siergieja Mironowa - 7,7 proc.

Socjologowie z WCIOM utrzymują, że notowania szefa rządu cały czas rosną. W grudniu poparcie dla niego deklarowało tylko 42 proc. obywateli Rosji, a w połowie lutego - już 55 proc.

Szef tej pracowni Walerij Fiodorow tłumaczy to m.in. aktywną kampanią wyborczą Putina, który - jak zauważa - po niepowodzeniu Jednej Rosji w wyborach parlamentarnych i wielotysięcznych protestach opozycji przeciwko oszustwom przy urnach, nie chowa się w okopach, wychodzi do wyborców i pisze artykuły do gazet, sprawiając, że wszyscy dyskutują o jego inicjatywach. Innym czynnikiem działającym na korzyść Putina - twierdzi Fiodorow - są słabe kampanie jego konkurentów.

Zdaniem WCIOM najsłabiej szef rządu wypadnie w Moskwie i Petersburgu, gdzie uzyska - odpowiednio - 43,7 i 46 proc. głosów. Na drugim miejscu w obu miastach uplasuje się Prochorow. W stolicy poprze go 17,2 proc. wyborców, a w mieście nad Newą - 16 proc.

Rezultat Prochorowa - jak ocenia Fiodorow - odzwierciedla zapotrzebowanie w społeczeństwie na liberalną partię. Oligarcha przejmie też część elektoratu lidera socjaldemokratycznej partii Jabłoko Grigorija Jawlińskiego, którego Kreml w ostatniej chwili odsunął od udziału w wyborach.

Andriej Kolesnikow, komentator opozycyjnej "Nowej Gaziety", uważa, że Jawliński został wykluczony z wyborów, gdyż władze nie życzą sobie zbyt dużej konkurencji w pierwszej turze. "Dla liberalnego elektoratu był on realną alternatywą wobec polityków, udających opozycjonistów, w tym Prochorowa. W zaistniałej sytuacji wielu wyborców Jawlińskiego nie pójdzie na wybory. A niska frekwencja zwiększa szanse Putina na zwycięstwo już 4 marca" - wskazuje komentator.

Kolesnikow uważa, że "zniknięcie realnej alternatywy w postaci Jawlińskiego jest oznaką tego, iż ze strony władz nie będzie żadnych ustępstw". "Nie będzie rewizji rezultatów wyborów parlamentarnych, nie będzie uczciwych wyborów prezydenckich, nie będzie przejściowej Dumy Państwowej i technicznego prezydenta, którzy przeprowadzą reformę polityczną oraz rozpiszą nowe wybory parlamentarne i prezydenckie. Będzie tylko ten sam Putin na czele państwa i Miedwiediew na czele rządu" - przewiduje publicysta "Nowej Gaziety".

Manifestujący na ulicach Moskwy i innych miast domagają się odejścia Putina, uwolnienia wszystkich więźniów politycznych, unieważnienia rezultatów wyborów do Dumy, zdymisjonowania przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) Władimira Czurowa, zarejestrowania opozycyjnych partii, zreformowania systemu politycznego, zliberalizowania ordynacji wyborczej, a także przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich.

Władimir Ryżkow, lider zdelegalizowanej Republikańskiej Partii Rosji (RPR) i jeden z przywódców buntu przeciwko Putinowi, ostrzega, że jeśli władze nie spełnią żądań protestujących, to w Rosji może dojść do konfrontacji. Demonstracje - jego zdaniem - mogą ogarnąć cały kraj; mogą też wybuchnąć strajki.

"Na place wychodzi głównie inteligencja, menedżerowie, specjaliści i młodzież. Robotników i pracowników strefy budżetowej jest tam bardzo mało. Nie wykluczam, że sytuacja ta ulegnie zmianie, że w akcjach zaczną uczestniczyć znacznie szersze warstwy" - wskazuje Ryżkow. "Stoimy na rozdrożu i albo pójdziemy drogą pokojowego demontażu systemu, albo dojdzie do twardej konfrontacji z nieprzewidywalnymi konsekwencjami" - dodaje.

Natomiast Jewgienij Gontmacher, ekonomista z Rosyjskiej Akademii Nauk, uważa, że Putin po 4 marca stanie wobec wyboru: albo dalsze przykręcanie śruby, albo rozpoczęcie dialogu ze społeczeństwem. Przy czym - nie ze starannie dobranymi ludźmi, partiami i organizacjami pozarządowymi, lecz rzeczywistymi oponentami.

Gontmacher ostrzega też, że decydując się na twarde kroki, Putin ryzykuje utratę: 1) szczytu Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC) we Władywostoku we wrześniu 2012 roku; 2) rychłego przewodnictwa w G20; 3) członkostwa w G8; 4) zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi w 2014 roku; 5) mistrzostw świata w piłce nożnej w 2018 roku. "A to byłaby już sytuacja Białorusi z odchyleniem w stronę Korei Północnej" - konstatuje ekonomista.

Wspomniana juz Szewcowa powiada, że tak czy owak jesteśmy świadkami zmierzchu epoki Putina. "Przedśmiertna agonia może potrwać rok, dwa lata, ale sprawy zmierzają w tym kierunku. Przywódca, który utracił legitymację, przeciwko któremu powstały Moskwa i Petersburg, nie może rządzić Rosją" - wskazuje politolog.