Islandia, której gospodarka warta jest 13 mld USD, przed wybuchem kryzysu finansowego była domem dla sześciu miliarderów. Dziś już nim nie jest.
ikona lupy />
Reykjavik, Islandia / Bloomberg / Arnaldur Halldorsson

Pięciu z nich, w tym dawny właściciel drużyny piłkarskiej West Ham Björgólfur Guðmundsson oraz założyciel firmy inwestycyjnej Baugur Group Jón Ásgeir Jóhannesson, straciło wszystko lub znaczną cześć fortuny. Swoje imperia budowali bowiem na pożyczkach od banków, które wykorzystywały bańkę inwestycyjną na wyspie, by pompować aktywa do rozmiarów 10-krotnie przewyższających wartość islandzkiego PKB.

Co najmniej trzech spośród eksmiliarderów było lub jest podejrzanych o przewinienia finansowe. Jóhannesson, który niegdyś latał prywatnym odrzutowcem i pomieszkiwał w luksusowych apartamentach w Nowym Jorku i Londynie, w lutym został skazany na rok więzienia w zawieszeniu za wykroczenia, w tym oszustwo finansowe. Obaj, wraz Guðmundssonem, który w 2009 r. ogłosił upadłość, są symbolem wzlotu i upadku Islandii, jej przemiany z gospodarki, opartej na rybołówstwie i turystyce w centrum świata wielkich finansów.

„Nie możemy pozwolić, żeby znowu zapanowała nad nami chciwość” – powiedziała 70-letnia premier Jóhanna Sigurðardóttir, przewodnicząca rządu socjaldemokratów, który przejął ster po koalicji obwinianej o islandzki kryzys. „Już raz poszliśmy tą drogą i konsekwencje dla naszego kraju były katastrofalne” – dodała.

Reklama

>>> Czytaj też: Najpierw obywatele, potem rynki - sposób Islandii na wyjście z kryzysu

Bańka długu Islandii oraz spustoszenie, jakie ogarnęło wyspę, gdy pękła, zwróciły uwagę całego świata. Teraz Islandczycy próbują wykorzenić wartości, które doprowadziły kraj do ruiny. Islandia jest jedynym państwem, gdzie przed sądem postawiono byłego premiera, a banki zmuszono do umorzenia długów hipotecznych w obcych walutach. Ponadto, by ograniczyć spekulacje, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zaproponowało w tym roku wprowadzenie limitu posiadania ziemi przez zagranicznych inwestorów, po tym, jak kilkukrotnie odmawiało chińskiemu miliarderowi Huangowi Nubo.

Załamanie się islandzkiej gospodarki w latach 2008-2010 doprowadziło do 20-procentowego spadku średnich dochodów netto po tym, jak banki nie wywiązały się ze zobowiązań na kwotę 85 mld dol. Wówczas nawet liberalna Partia Niepodległości uroczyście przyrzekała, że dobrobyt wszystkich obywateli leży jej na sercu bardziej niż prawa inwestorów.

Islandii udało się zakończyć program pomocowy od MFW w sierpniu 2011 r. i teraz rozwija się szybciej niż większość Europy. Islandzki PKB wzrośnie w tym roku o 2,3 proc., podczas gdy gospodarka 17 krajów strefy euro skurczy się o 0,2 proc.

Zdaniem Stefána Ólafssona, profesora socjologii na Uniwersytecie Islandzkim, historia bogacących się miliarderów i ich upadku jest trafną analogią dojrzewania wyspiarskiego społeczeństwa. Z jego badań wynika, jak zmieniało się podejście Islandczyków do dobrobytu. O ile na rok przed gospodarczym krachem kupili więcej Range Roverów niż obywatele Danii i Szwecji razem wzięci, to dziś wystrzegają się ekstrawagancji.

Przed kryzysem miliarderzy byli „ucieleśnieniem materializmu, który wyznawało islandzkie społeczeństwo” – stwierdził w wywiadzie Ólafsson. „Kryzys przyćmił ich blask i dziś nie są już symbolem sukcesu i finansowego geniuszu”.

Jeden z byłych miliarderów, Karl Emil Wernersson, który stracił większość swojej fortuny, gdy w 2009 r. jego firma inwestycyjna ogłosiła upadłość, uważa, że Islandia już nigdy nie będzie wylęgarnią miliarderów i, jego zdaniem, nie ma w tym nic złego. „Tamte czasy już nie wrócą, ale islandzka gospodarka i tak będzie się rozwijać. Tym razem pewnie w bardziej rozsądny i zrównoważony sposób, na czym wszyscy powinniśmy skorzystać” – powiedział.

>>> Polecamy: Bankowe kolosy, które ciągną gospodarkę na dno. Cypr powtarza błędy Islandii