Zadanie cyfryzacji państwa może wrócić do MSW lub zostać przejęte przez całkiem nowy urząd kontrolowany bezpośrednio przez premiera. Według informacji DGP takie scenariusze rozważane są przez rząd Donalda Tuska i na jego politycznym zapleczu.
Wiele wskazuje na to, że powstałe jesienią 2011 roku Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji będzie poddane gruntownej reformie. Nawet wśród posłów koalicji trudno bowiem znaleźć obrońców resortu. Tym bardziej że główny zwolennik MAiC, czyli sam minister Michał Boni, potwierdził prasowe doniesienia, że interesuje go walka o mandat deputowanego do Parlamentu Europejskiego w 2014 r.

>>> Polecamy: Korekta w rządzie: Boni do Brukseli?

Reklama

Historia życia i porażek MAiC

Półtora roku funkcjonowania Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji to pasmo nieudanych pomysłów legislacyjnych i coraz bardziej okrajanych kompetencji. Ale jego szef nie rezygnuje

– Teraz przedstawiamy Program Zintegrowanej Informatyzacji Państwa, który ma dobre recenzje, oraz program operacyjny Polska Cyfrowa – informuje minister Boni. – Pomysł utworzenia Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji był trafiony. Nie otrzymałem też żadnych sugestii ze strony MSW, że chciałoby się tą szeroką paletą różnych spraw zająć. Myślę, że ktoś próbuje niepotrzebnie szukać tematów zastępczych i w dobrą współpracę pomiędzy resortami włożyć przysłowiową kość niezgody – dodaje.

W przypadku MAiC od początku problemem było połączenie części cyfryzacyjnej z zadaniami dotyczącymi administracji oraz samorządów. MAiC po prostu się nie kleiło. Pierwszy kryzys nastąpił już w połowie 2012 r., kiedy z pracy w MAiC zrezygnował Igor Ostrowski. Jego działka (łączność i cyfryzacja telewizji) do tej pory nie została obsadzona. A większość działań, do jakich zabierał się nowy resort, kończyło się mniejszym lub większym skandalem. Najpierw MAiC wzięło na siebie (choć de facto odpowiedzialne za to były resorty kultury i gospodarki) aferę ACTA. Kolejną wpadkę Boni zaliczył w lipcu 2012 r., gdy niespodziewanie zaproponował zmiany w przepisach o zbiórkach publicznych. Deklarował jak najlepsze intencje: chciał tylko doprecyzować prawo. Jednak zamiast ułatwić życie, nowe przepisy wprowadziłby regulacje utrudniające zbieranie pieniędzy szczególnie za pomocą internetu. Ostro zaprotestowało kilkadziesiąt organizacji pozarządowych, które wcześniej wspierały MAiC przy pracach nad tą ustawą. Boni skapitulował.

Ledwie kilka miesięcy później, już na początku tego roku, wybuchły kolejne dwa kryzysy. Najpierw przy okazji projektu ustawy o otwartych zasobach publicznych i nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oburzyli się artyści i twórcy, których przestraszyło otwieranie furtek łamiącym prawa autorskie. I znowu resort Boniego pod naciskiem krytyki społecznej i mediów musiał wycofywać się z własnych projektów.

Kolejnym nietrafionym pomysłem był projekt ustawy o poprawie warunków świadczenia usług jednostek samorządowych, w którym w ramach oszczędności pojawił się zapis o możliwości zastąpienia biblioteki szkolnej biblioteką gminną. Znowu: oburzenie, protesty i w efekcie wycofanie się z zapowiadanych zmian.

Równolegle z MAiC zaczęły odpływać najważniejsze kompetencje. Choć jest to ministerstwo cyfryzacji, to z początkiem marca utraciło projekty PESEL2 oraz Pl.ID, czyli podstawowe systemy przy budowie e-administracji, które przeszły pod zarząd MSW. Oficjalnie było to przedstawiane tylko jako porządkowanie kompetencji między tymi resortami, ale w ocenie ekspertów był to wyraźny sygnał, że ministerstwo Boniego traci na znaczeniu. Jeszcze wyraźniej widać to po ostatnich decyzjach premiera – np. przesunięciu Włodzimierza Karpińskiego, czyli wiceministra z MAiC odpowiedzialnego za dział administracja, na nowego ministra skarbu państwa.

Jeśli chodzi o przyszłość MAiC, pozostaje ważne pytanie: kto po ewentualnych zmianach przejmie działkę „administracja”. Dziś nie ma na nie odpowiedzi.