Propozycja Komisji Europejskiej, aby sięgnąć po zamrożone aktywa rosyjskiego banku centralnego i przeznaczyć je na wsparcie Ukrainy, wywołała w Moskwie gniew. Głos zabrał sam Dmitrij Miedwiediew, który ostrzegł, że ewentualne przejęcie środków będzie dla Rosji "casus belli", czyli aktem uzasadniającym wypowiedzenie wojny.

Rosjanie znaleźli powód do wojny. Decyzja UE ich rozwścieczyła

"Jeśli Unia Europejska ukradłaby rosyjskie aktywa na tak zwaną pożyczkę reparacyjną, możemy uznać to za casus belli (powód do wojny – przyp. red.) wraz ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami dla Brukseli i poszczególnych krajów UE" - napisał w serwisie X były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew.

Prezes państwowego banku VTB Andriej Kostin stwierdził, że Europie "wygodnie jest prowadzić wojnę cudzymi pieniędzmi", a cały pomysł uznał za dowód, że Unia Europejska nie ma własnych narzędzi, aby wesprzeć Ukrainę.

Unijne spory o rosyjskie aktywa. Od tego może zależeć wynik wojny

Choć część państw opowiada się za wykorzystaniem rosyjskich środków, w Unii Europejskiej nie ma jeszcze zgody. Największe wątpliwości zgłasza Belgia. Premier Bart De Wever wysłał do Ursuli von der Leyen i unijnych przywódców list, w którym ostrzegł, że taki krok mógłby naruszyć prawo międzynarodowe. Podkreślił również, że to właśnie Belgia poniosłaby największe ryzyko, ponieważ w brukselskim Euroclearze zgromadzona jest ogromna część rosyjskich funduszy.

Z kolei Ursula von der Leyen przekonuje, że Unia musi działać proporcjonalnie do skali zagrożenia. Przypomina, że Ukraina potrzebuje 135 mld euro w ciągu dwóch lat, a Unia powinna zapewnić większość tej kwoty. Jej zdaniem potrzebne jest rozwiązanie systemowe i solidarność wszystkich państw członkowskich, także tych, które obawiają się konsekwencji prawnych.

- Nigdy nie będziemy w stanie dorównać poświęceniu narodu ukraińskiego, ale możemy dorównać jego determinacji i wytrwałości. Możemy wyposażyć Ukrainę w środki do obrony i prowadzenia negocjacji pokojowych z pozycji siły - argumentowała szefowa KE.

Ryzyko, które Europa musi podjąć. Niemcy naciskają na Belgię

Naciski na odważniejsze decyzje płyną przede wszystkim z Niemiec. Kanclerz Friedrich Merz w tekście opublikowanym w "Frankfurter Allgemeine Zeitung" wskazał na Rosję jako państwo, które konsekwentnie militarizuje społeczeństwo i przygotowuje się do konfliktu z Zachodem. Podkreślił również obawy państw bałtyckich i Polski, wskazując, że Europa nie może ignorować narastającego zagrożenia.

Merz argumentuje, że zamrożone aktywa Rosji to nie tylko kwestia finansowa, ale również strategiczna. Ich wykorzystanie mogłoby wzmocnić Ukrainę na tyle, aby ta utrzymała zdolność obrony i prowadziła ewentualne rozmowy pokojowe z pozycji siły. Jego zdaniem "Zachód musi podjąć ryzyko", bo alternatywa oznaczałaby dalszą erozję europejskiego bezpieczeństwa.

"The Telegraph" wskazuje, że rosyjskie środki stanowią potężną kartę przetargową w rękach UE. Ich wykorzystanie mogłoby przywrócić Europie realną rolę w kształtowaniu regionalnej polityki bezpieczeństwa, zwłaszcza w obliczu słabnącej pozycji militarnej wielu państw członkowskich. Jednocześnie ostrzegają, że brak jednomyślności w Unii może spowodować długotrwały impas, którego konsekwencje odczuje przede wszystkim Ukraina.