Energetyka wytwarza coraz więcej energii z węgla brunatnego. Dzieje się tak głównie za sprawą elektrowni w Bełchatowie i Turowie należących do PGE oraz siłowni Pątnów – Adamów – Konin kontrolowanych przez Zygmunta Solorza-Żaka. Węgiel brunatny wypiera z rynku węgiel kamienny, bo jest tańszy, a przy spadającym zapotrzebowaniu na energię i lecących na łeb, na szyję cenach prądu opłacalne pozostały elektrownie o najniższych kosztach zmiennych. Te zaś w siłowniach opalanych węglem kamiennym bywają wyższe od aktualnej ceny prądu na giełdzie.

Kryzys pomaga

W sukcesie brunatnego paliwa pomaga kryzys i wywołany nim spadek cen obowiązkowych uprawnień do emisji CO2. Koszt wyemitowania do atmosfery 1 tony dwutlenku węgla na poziomie około 5 euro powoduje, że nawet dużo „brudniejsze” paliwo, jakim jest węgiel brunatny, pozostaje dochodowe. Efekt: 2012 rok przyniósł w Polsce spadek produkcji energii elektrycznej z węgla kamiennego o 7 proc. Lukę częściowo wypełniły odnawialne źródła energii, których przybywa, ale przede wszystkim skorzystały elektrownie na węgiel brunatny.
To może być stały trend, bo w połowie marca na temat roli paliw w energetyce wypowiedział się Donald Tusk. Obok deklaracji, że energetyka atomowa nie ma jakiejś sensownej alternatywy, premier zapowiedział także, że będzie przekonywał Unię Europejską do węgla brunatnego.
Reklama

Polityczne wsparcie

– Ten surowiec jeszcze przez wiele lat będzie podstawą polskiej energetyki – powiedział Donald Tusk.
Słowa premiera natychmiast uruchomiły lawinę spekulacji na temat nowej strategii PGE. To największy koncern energetyczny w Polsce, który w swoich elektrowniach produkuje niemal 40 proc. krajowej energii. Już dziś wytwarza najwięcej prądu, spalając węgiel brunatny, ale ostatnie decyzje zarządu PGE pokazują, że rola tego paliwa będzie jeszcze rosła. Największy wpływ na przyszłą strukturę zużycia paliwa w koncernie ma decyzja o wycofaniu się z budowy dwóch bloków na węgiel kamienny w Opolu o łącznej mocy 1800 MW. To ponad 11 proc. wszystkich mocy zaplanowanych na 2020 rok.
Czym zastąpi je gigant? Wiele wyjaśni oczekiwana strategia PGE. Choć koncern zatwierdził podstawę swojej działalności na lata 2012-2035 zaledwie przed rokiem, na dniach powinien pokazać nową wersję dokumentu. W oczekiwaniu na prezentację rynek spekuluje, że PGE może w niej śmielej zapowiedzieć rozwój energetyki opartej na węglu brunatnym. Wiele wskazuje na to, że możliwość budowy elektrowni o łącznej mocy 1800–2700 MW oraz kopalni odkrywkowej w okolicy Gubina będzie dużo bardziej wyeksponowana.
Wielką niewiadomą projektu są dziś koszty. Ostrożne szacunki DGP pokazują, że na wybudowanie kopalni i bloków energetycznych PGE musiałaby wyłożyć dziś co najmniej 15 mld zł (4–5 mld zł – kopalnia i 11–13 mld zł – elektrownia w wariancie 1800 MW), czyli niewiele więcej, niż gotowa była wydać jedynie na opolskie bloki opalane węglem kamiennym.
Jak ocenia Michał Wilczyński, były główny geolog kraju i wiceminister środowiska, na wybudowanie na terenie gmin Gubin i Brody brunatnego węglowo-energetycznego kompleksu potrzeba nawet do ponad 200 mld zł.
– Nawet największy koncern energetyczny w Polsce, jakim jest PGE, nie udźwignie takiego ciężaru – ocenia Wilczyński.
Michał Wilczyński jest autorem opublikowanego pod koniec 2012 r. opracowania pt. „Węgiel brunatny paliwem bez przyszłości”. Ekspert stawia w nim pytanie, czy jest sens inwestować w paliwo, którego koszty spalania przyniosą gospodarce straty społeczne i środowiskowe szacowane na 10 mld zł. Podkreśla, że już dziś Polityka energetyczna Polski do 2030 r. zakłada wzrost mocy w elektrowniach brunatnych do blisko 11 tys. MW przy jednoczesnym 10-proc. spadku mocy elektrowni spalających węgiel.
– Mimo to grupy nacisku „wielkiej energetyki” prą do budowy kolejnego wielkiego okręgu górniczo-energetycznego wykorzystującego złoża węgla brunatnego – ocenia Wilczyński i przypomina, że w ciągu 60 lat działalności górniczej tego sektora przemieszczono ponad 20 mld ton skał, w tym blisko 2,4 mld węgla, i wypompowano 14,5 mld m sześc. wody. - Ta agresywna ingerencja w środowisko przyczyniła się do kilku poważnych trzęsień ziemi. Należy podkreślić, że wydobycie 1 mln ton węgla brunatnego powoduje zajęcie od 6 do 8 ha nowych terenów – argumentuje ekspert.

Brunatny czy zielony

To dlatego szykowany renesans węgla brunatnego oburza zielonych i zwolenników czystych technologii. Zdaniem Tomasza Terleckiego, szefa projektu na Europę Centralną i Wschodnią Europejskiej Fundacji Klimatycznej, wpływowej organizacji zielonych, która finansowo wspiera większość polskich think-tanków, budowa nowych kopalni dramatycznie pogorszy stan środowiska i zdrowia społeczeństwa.
Według prof. Andrzeja Kassenberga z Instytutu na rzecz Ekorozwoju Polska potrzebuje energetycznej rewolucji, a nie kolejnych kopalni węgla brunatnego.
– Szansą jest gospodarka niskoemisyjna – apelował podczas konferencji „Scenariusze energetyczne dla Polski” zorganizowanej przez Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych (CASE). Instytut opracowuje raport, w którym przedstawione zostaną koszty 80-proc. redukcji emisji CO2 w Unii Europejskiej. Taki cel wyznacza Mapa drogowa 2050 przygotowana przez Komisję Europejską.
Zieloni argumentują, że postawienie na rozwój czystych źródeł energii, jak np. fotowoltaika, pozwoli zwiększyć zatrudnienie i podnieść innowacyjność gospodarki.
Koncerny będą jednak inwestować w energetykę opartą na węglu brunatnym, bo eksploatowane obecnie zasoby będą się wyczerpywać, a gospodarka potrzebuje taniej energii. Szansą na ucywilizowanie produkcji prądu z węgla brunatnego jest technologia wychwytywania i składowania pod ziemią CO2 (carbon capture and storage – CCS). Dziś z powodu wysokich kosztów instalacje CCS dopiero raczkują, ale w perspektywie 15–20 lat to bardzo rozwojowa technologia.