Tymczasem na razie efektu w postaci długo oczekiwanego ożywienia na GPW nie widać.
Jak się okazuje, średnie obroty na sesję w ciągu ostatniego miesiąca wyniosły zaledwie nieco ponad 743,3 mln zł, podczas gdy miesiąc wcześniej (od 15 marca do 12 kwietnia) było to prawie 905,7 mln zł. Trudno za ten spadek winić koniunkturę, ponieważ ostatnie 20 sesji przyniosło wzrost indeksu WIG20, podczas gdy wcześniejsze 20 – jego spadek.
Wojciech Wyżga, dyrektor w BM Alior Banku, ma nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianie w ciągu najbliższych miesięcy. Miałoby to nastąpić za sprawą odmiennej technologii, umożliwiającej komunikację brokerów z giełdą, która w tej chwili nie jest jeszcze w pełni wykorzystywana.
Specjaliści są jednak przekonani, że mniejsze obroty nie są bezpośrednim efektem zmian organizacyjnych. – Projekt wdrożenia UTP został zrealizowany perfekcyjnie i na poziomie organizacyjno-technicznym możemy mówić o dużym sukcesie – ocenia jednak Dariusz Kułakowski, dyrektor generalny ds. technologii GPW. – Pierwsze tygodnie jego eksploatacji przebiegały bez jakichkolwiek incydentów – dodaje.
Reklama
Na giełdzie do żadnych nieprawidłowości faktycznie nie doszło. Nie można jednak tego powiedzieć o wszystkich domach maklerskich. W opinii Michała Masłowskiego, wiceprezesa Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, usterki, które się zdarzyły w niektórych biurach, były drobiazgami w porównaniu z tym, co mogło się stać w tak skomplikowanym procesie.
– Myślę, że można je uznać za choroby wieku dziecięcego, które szybko zostały wyleczone – twierdzi Masłowski. Generalnie wiceszef SII jest zadowolony. – System działa szybciej niż poprzedni, sprawdzają się nowe typy zleceń – wylicza.
Inaczej sytuację widzi jednak Jarosław Ryba, analityk serwisu Bankier.pl. – Przez kilka dni po uruchomieniu UTP użytkownicy naszego portalu zgłaszali wiele usterek, które jako klienci zaobserwowali w swoich domach maklerskich – mówi. Chodziło zarówno o drobne błędy, jak i o poważne awarie, jak brak dostępu do notowań czy zablokowana możliwość składania zleceń.
– Prawdziwy test dopiero przed nami – twierdzi Masłowski. – Będzie nim sesja, podczas której kursy największych spółek będą masowo spadać po 5–6 proc. lub w równie dużym stopniu piąć się w górę. A wszystko to przy bardzo wysokich obrotach.