Atak przeprowadzony najpewniej z użyciem tego właśnie gazu bojowego 21 sierpnia zabił w podstołecznej Ghucie co najmniej 350 osób.
O kontrowersyjnej transakcji jako pierwszy napisał w niedzielę brytyjski „Mail on Sunday”. Między lutym 2004 r. a majem 2010 r. niewymienione z nazwy spółki uzyskały w sumie pięć licencji na eksport NaF do Syrii. – To bardzo niepokojące informacje. Nigdy nie powinniśmy byli pozwolić reżimowi prezydenta Al-Asada położyć łapy na tej substancji – komentował opozycyjny deputowany Thomas Docherty w rozmowie z tabloidem. – Początkowo sądziliśmy, że choć licencje eksportowe zostały wydane, transakcje nie były realizowane. Teraz wiemy, że było inaczej – dodawał Docherty, który zasiada m.in. w parlamentarnej komisji ds. eksportu uzbrojenia.
Tymczasem Baszar al-Asad po raz kolejny zaprzeczył, jakoby to wierne mu oddziały użyły gazów bojowych przeciwko cywilom. – Nie ma na to nawet śladu dowodu. Nie było nas na terenie, na którym doszło do rzekomego ataku chemicznego. Rzekomego – bo nawet nie jesteśmy pewni, czy cokolwiek takiego się stało. W innym rejonie kraju to nasi żołnierze zostali zaatakowani chemicznie – tłumaczył rządzący Syrią od 13 lat przywódca w rozmowie z amerykańską telewizją CBS. Tymczasem próbki zebrane przez ekspertów ONZ na miejscu zdarzenia będą badane jeszcze przez kilka tygodni.
Reklama