Nuklearny wyścig zbrojeń na Bliskim Wschodzie nabiera przyspieszenia. Natychmiast po tym, jak Iran wejdzie w posiadanie broni atomowej, to samo uczyni Arabia Saudyjska, sprowadzając głowice z Pakistanu.

Przeznaczone dla Arabii Saudyjskiej głowice są już zbudowane i gotowe do wysyłki, ujawniła w zeszłym tygodniu stacja BBC, powołując się na własne źródła wywiadowcze. O tym, że Arabia Saudyjska, która pretenduje do roli lidera świata arabskiego, nie zamierza się biernie przyglądać rozwojowi irańskiego programu nuklearnego, wiadomo było od dawna, bo nawet sami Saudyjczycy sugerowali to amerykańskim dyplomatom. To, że odpowiedź Rijadu jest tak zaawansowana, jest jednak zaskoczeniem.

Według saudyjskich dokumentów, które wyciekły do mediów, królestwo rozważało w przeszłości trzy scenariusze – wejście w posiadanie własnej broni jądrowej, porozumienie o obronie z jakimś państwem nuklearnym oraz działania dyplomatyczne na rzecz utworzenia na Bliskim Wschodzie strefy bezatomowej. Ta ostatnia opcja jest mało realna, biorąc pod uwagę, że broń jądrową ma już Izrael, a o budowę jej podejrzewany jest Iran. W kontekście obu pozostałych wymieniany jest Pakistan. Ale poleganie na pakistańskiej obronie nuklearnej podważyłoby wiarygodność saudyjskich ambicji do tego, by przewodzić światowi arabskiemu czy sunnitom (Arabię Saudyjską zamieszkują w zdecydowanej większości sunnici, Iran – szyici). W tej sytuacji zyskuje na atrakcyjności opcja z własną bronią.

>>> Czytaj też: Arabia Saudyjska nie chce miejsca w Radzie Bezpieczeństwa

Reklama

Arabia Saudyjska od lat wspiera finansowo pakistański przemysł zbrojeniowy, w tym m.in. badania jądrowe, i jak wskazuje BBC, zapłatą za tę pomoc miałyby być głowice nuklearne. – Jeśli Iran będzie miał bombę, Saudyjczycy nie będą czekać nawet miesiąca. Oni już zapłacili za bombę, więc pojadą do Pakistanu i wezmą to, czego potrzebują – powiedział w październiku na konferencji w Sztokholmie Amos Jadlin, były szef izraelskiego wywiadu wojskowego. Potwierdza to anonimowo jeden z wysokich rangą pakistańskich urzędników. – Jak myślicie, za co Saudyjczycy dają nam te wszystkie pieniądze? To nie jest dobroczynność – pyta retorycznie w rozmowie z BBC. Taki scenariusz jest też prawdopodobny tym bardziej, że Arabia Saudyjska jeszcze pod koniec lat 80. potajemnie kupiła od Chin pociski balistyczne CSS-2, które mogą być użyte do przenoszenia głowic jądrowych, a według ośrodka analitycznego Jane’s niedawno ukończyła budowę nowej bazy z wyrzutniami dla nich. Nie bez znaczenia jest też to, że Pakistan, który pierwszą próbę jądrową przeprowadził w 1998 r., nie jest stroną traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT), a ojciec pakistańskiej bomby jądrowej, Abdul Qadeer Khan, jest podejrzewany przez zachodnie wywiady o przekazywanie tajemnic nuklearnych Libii i Korei Północnej.

Z drugiej strony pakistańsko-saudyjskie porozumienie byłoby bardzo kosztowne dla obu stron – poza utratą wizerunku może im, a szczególnie Pakistanowi, grozić utrata amerykańskiej pomocy wojskowej i finansowej. Arabia Saudyjska sugeruje jednak, że przynajmniej jeśli chodzi o stronę finansową, to w razie potrzeby mogłaby to zrekompensować. Na dodatek Rijad od kilku lat coraz bardziej oddala się od Waszyngtonu.

Oba kraje oczywiście zaprzeczyły informacjom BBC, co jednak nie dowodzi, że porozumienia nie ma. A byłoby ono niebezpieczne z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, skłoniłoby Iran, który nieoczekiwanie znalazłby się w słabszej pozycji, do przyspieszenia własnych badań jądrowych, a to z kolei mogłoby wywołać większy wyścig zbrojeń w regionie. Po drugie – Arabia Saudyjska jest sojusznikiem Waszyngtonu, ale na dworze królewskim jest wiele osób, które na ten sojusz krzywo patrzą i sympatyzują z radykalnymi islamistami. Pewności, że saudyjska bomba nie przedostanie się w niepowołane ręce, nigdy nie będzie.

>>> Czytaj również: Szirin Ebadi: Optymizm w sprawie Iranu jest nieuzasadniony

ikona lupy />
Arabia Saudyjska, Rijad, Fedor Selivanov / Shutterstock.com / ShutterStock