OECD, organizacja zrzeszająca 37 najlepiej rozwiniętych państw, w tym Polskę, zwróciła uwagę na kwestię narastających nierówności już w 2008 roku. Do kwestii tej stale powraca, gdyż kryzys ukazał społeczne pęknięcia w całej okazałości. Co więcej, prognozy dotyczące czasów po kryzysie – jakkolwiek by nie były jeszcze odległe – też nie wyglądają optymistycznie. „Gospodarstwa domowe o niskich dochodach tracą więcej w czasie kryzysu lub korzystają mniej z ożywienia” – napisała OECD w opublikowanym w czerwcu raporcie.

OECD nierówności mierzy kilkoma miarami. Wszystkie one pokazują jednoznacznie, że kryzys odcisnął szczególnie silne piętno w państwach Unii, choć – rzecz jasna – nie we wszystkich jednakowe.

Ostatni raport pokazuje, jak nierównomiernie kryzys uderzył w różne grupy społeczne w krajach Południa. W wielu z nich w latach 2007-2011 zmniejszały się dochody zarówno najbogatszych rodzin, jak i najbiedniejszych, tylko że w Hiszpanii dochody 10 proc. najbiedniejszych gospodarstw domowych zmniejszały się o 13 proc. średniorocznie, a najbogatszych o 2 proc. Podobny, choć nie tak drastyczny rozziew w spadku dochodów nastąpił w Grecji.

>>> Czytaj też: Ochrona środowiska czy wielki biznes. Kto i po co handluje emisjami CO2?

Reklama

Nierówności przyczyną kryzysu

Gdyby powiedzieć, że kryzys pogłębił nierówności – zabrzmiałoby to banalnie. Wiadomo, że w czasach dekoniunktury tracą więcej biedni niż zamożni. Znacznie ciekawiej wygląda zagadnienie, czy kryzys nie był skutkiem narastających już wcześniej nierówności. A jeszcze ciekawiej – czy nierówności jeszcze bardziej pogłębione przez kryzys nie doprowadzą do kolejnych kryzysowych cykli – błędnego koła narastającego zadłużenia i wywołanych przez nie kryzysów.

Narastanie nierówności od lat 80. zeszłego stulecia to jedna z „linii uskoku” – przyczyn światowego finansowego tsunami, które zaczęło się gdy sześć lat temu upadł Lehman Brothers. W swej słynnej książce Raghuram Rajan podaje, iż w 1976 roku 1 proc. najbogatszych gospodarstw domowych uzyskiwało 8,9 proc. wszystkich dochodów, gdy już w 2007 roku ich udział w dochodach wzrósł aż do 23,5 proc. W tym samym czasie rosło zadłużenie biedniejszych lub biedniejących warstw społecznych.

Gospodarstwa domowe zaczęły używać dźwigni finansowej, żeby utrzymać swój poziom życia. Raghuram Rajan precyzyjnie opisuje ten mechanizm narastania spirali długu, do którego rękę przyłożyli politycy bezradni wobec narastającego rozwarstwienia.

Jego śladem idą analitycy Międzynarodowego Funduszu Walutowego Michael Kumhof i Romain Rancière, którzy porównali okresy 1920-1929 i 1983-2008 i doszli do wniosku, że w obu następowały podobne korelacje – duży wzrost dochodów bogatych oraz duży wzrost dźwigni finansowej pozostałej części społeczeństwa, co w obu przypadkach skończyło się podobnie. Jaki stąd wniosek? „Kryzys finansowy może zmniejszyć dźwignię finansową (…), ale przywrócenie siły przetargowej grupy o niższych dochodach jest bardziej skuteczne” – napisali.

ikona lupy />

>>> Czytaj dalszą część tekstu w serwisie "Obserwator Finansowy"