Zła sława przylgnęła do umów na czas określony częściowo za sprawą samych związków zawodowych – pisze Gazeta Wyborcza. Związkowcy mieli argumentować, że wprawdzie takich pracowników chroni prawo pracy, ale jednak tylko częściowo. Zatrudnionych czasowo można bowiem zwolnić bez podania przyczyny. A to zdaniem NSZZ „Solidarność” ma odbierać poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa, opóźnia decyzje o założeniu rodziny i podejmowaniu długoterminowych zobowiązań finansowych, takich jak np. kupno mieszkania.

Związek zaskarżył polskie przepisy, co ciekawe, zgodzili się z nimi również urzędnicy Komisji Europejskiej. Jak informuje Wyborcza, w postępowaniu KE przeciwko Polsce wniesiono cztery zastrzeżenia, wskazane przez Solidarność: zbyt duże różnice w okresach wypowiedzenia między umowami czasowymi i stałymi – dwa tygodnie w wypadku umów na czas określony i trzy miesiące przy umowach bezterminowych.

>>> Czytaj też: W których zawodach najtrudniej znaleźć pracownika?

Kto broni polskich pracowników? Komisja Europejska

Reklama

W Holandii te terminy trwają odpowiednio: tydzień i… dwa tygodnie. Pytanie więc, czy na pewno polskie rozwiązanie jest gorsze dla pracowników. Holenderski rynek pracy ma jednak słynąć z elastyczności i niskiego bezrobocia. Komisja Europejska zbadała temat i stwierdziła, że gorsze traktowanie pracowników na czas określony nie mają podstaw. Resort pracy przygotował już nawet nowelizację, w której okres wypowiedzenia został uzależniony tylko od czasu pracy.

Inny zarzut wobec prawa pracy w Polsce to brak ochrony nad osobami przyuczanymi do zawodu przed zmuszaniem do zbyt wielu umów czasowych. Poza tym trzecia umowa musi być zawarta na czas nieokreślony tylko, jeśli pomiędzy wcześniejszymi nie było przerwy dłuższej niż miesiąc. KE zgodziła się z zarzutem Solidarności, że ten jeden miesiąc to zbyt krótko. Unia jest również zaniepokojona tym, że na czas określony pracuje w Polsce ponad jedna czwarta pracowników – europejski rekord.

Pracownicy nie doczekują stałej umowy - bo idą dalej

Wyborcza cytuje jednak eksperta z NBP, który przyjrzał się jednak tej sytuacji. Okazuje się, że część osób jest zatrudniona na umowę na czas określony, ponieważ nie doczekuje do stałej umowy i zmienia pracę. – Ponieważ w Polsce dużo osób zmienia pracę, to oznacza, że relatywnie wielu z nas jest na początkowym etapie wdrażania się w firmę, czyli ma umowę na czas próbny lub właśnie określony. Nie dlatego, że nie przekształciła się w umowę na czas nieokreślony – mówi cytowana w Gazecie dr Joanna Turowicz z Instytutu Ekonomicznego NBP. Powodem, dla którego na 13 mln zatrudnionych, tylko 9 mln ma w Polsce stałe umowy o pracę, jest największa w Europie mobilność pracowników. Powodem szybkich zmian są wyższe zarobki, ciekawsze zajęcie, czy lepsze warunki rozwoju, a niekoniecznie rodzaj umowy o pracę.

Niekorzystne dla pracowników mogą być jednak umowy na 2-3 lata oferowane nowym pracownikom. – Nie wiadomo, ile spośród nich zostało zatrudnionych do konkretnego projektu, a w ilu przypadkach dochodzi do nadużyć – stwierdziła cytowana Joanna Turowicz. Jeden z opisywanych przypadków to to pracownika, która podpisała umowę na 15 lat, na umowie na czas określony urodziła dwoje dzieci. Umowy na 15 lat będą niezgodne ze znowelizowanymi przepisami.

>>> Czytaj też: Prezes EBC: Bezrobocie wśród młodych to jawna niesprawiedliwość i marnotrawstwo