Na Krymie mieszka około 2 mln osób. Aż jedna trzecia z nich to emeryci. Otrzymują oni średnio po 10 tys. rubli (714 zł) – przez rok daje to 84 mld rubli samych emerytur – szacuje rosyjski ekonomista Jewgienij Gontmacher w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Około 500 tys. mieszkańców Krymu to pracownicy budżetówki. Ich średnie wynagrodzenie wynosi ok. 50 tys. rubli (3,6 tys. zł), czyli 300 mld rubli rocznie. Kolejne 100 mld rubli stanowią wypłaty socjalne. Razem daje to około pół biliona rubli rocznie bieżących stałych kosztów utrzymania Półwyspu Krymskiego.

Ekonomista podkreśla, że koszty stałe to nie wszystko. Odcięty od Ukrainy Krym wymaga wielkich inwestycji, które pochłoną co najmniej bilion rubli. Konieczna jest m.in. budowa mostu lub tunelu przez Cieśninę Kierczeńską, ujęcia wody, dróg, sieci energetycznych – wymienia Gontmacher.

>>> Czytaj też: Sankcje za mocno szkodzą Rosji? Moskwa chce wrócić do rozmów z Unią

Jeśli Rosja weźmie też na swoje utrzymanie republiki doniecką i ługańską, które zostały odcięte od finansowania przez Ukrainę, Kreml będzie musiał przeznaczyć na nie około 400 mld rubli. Do tego dojdą jeszcze ogromne koszty odbudowy zniszczonych domów, fabryk i infrastruktury.

Reklama

„Rosyjski budżet ma ruble, bo dolar drożeje, a kasa państwowa napełnia się przede wszystkim dochodami ze sprzedaży surowców za dewizy. Sęk jednak w tym, że bilans wydatków państwa jest bardzo napięty. Rezerw w nim nie ma” – mówi Gontmacher „Gazecie „Wyborczej”.

Czytaj więcej w „Gazecie Wyborczej”