Ukraina dzięki swoim czarnoziemom posiada bajeczne możliwości rozwoju rolnictwa. Dostrzegło to już wiele firm z Zachodu. I pomimo konfliktu na wschodzie kraju, są one coraz bardziej zdeterminowane, aby tu inwestować.

Gdy w 2014 roku wybuchł konflikt we wschodniej Ukrainie, łuny wybuchów oświetlały pole Igora Makarewicza. Później 19 z jego pracowników zostało zmobilizowanych do armii. „W pobliżu moich pól utworzono 9 posterunków” – opowiada 52-latek, który w latach 80. był oficerem w sowieckiej armii.

Igor Makarewicz jest dziś dyrektorem Agrofirma Podolivska, która zarządza polami w regionie charkowskim. Od północy graniczy z Rosją, a od wschodu z regionami wokół Doniecka i Ługańska, dziś częściowo kontrolowanymi przez prorosyjskich separatystów. Pomimo tej niewielkiej odległości od linii frontu, gdy przybywa na swoje pole, to wojna wydaje się czymś odległym. Półautomatyczne kombajny marki New Holland i John Deere rozpoczynają żniwa kukurydzy i słoneczników, podążając po drodze wyznaczonej przez programistów z Charkowa.

Kukurydza i słoneczniki trafią później do ukraińskich portów w Odessie i Mikołajowie, gdzie zostaną kupione przez międzynarodowe firmy, takie jak np. Archer Daniels Midland czy Cargill. Ukraina jest dziś piątym największym na świecie eksporterem pszenicy oraz innych zbóż.

Międzynarodowe firmy zakładają, że globalny apetyt na zboże w coraz większym stopniu będzie zależał do terenów położonych nad Morzem Czarnym – nawet pomimo pewnych przeszkód.

Reklama

„Ukraina to odpowiedź na pytanie, jak wykarmić świat” – komentuje Steve Pifer, były ambasador USA nad Dnieprem, który teraz pracuje w Brookings Institution.
Rolnicza potęga Ukrainy opiera się na glebach zwanych czarnoziemami. Dzięki wysokiej zawartości próchnicy i naturalnych nawozów, czarnoziemy są wychwalane przez rolników za swoje możliwości.


„W amerykańskim stanie Iowa dobre czarne gleby mogą sięgać ok. 30 cm głębokości. Na Ukrainie ich głębokość to 90 lub nawet 120 cm” – wyjaśnia Steve Pifer.

Bliskość Unii Europejskiej, Bliskiego Wschodu, Rosji i Afryki sprawia, że Ukraina ma naturalne rynki zbytu. Co więcej, ukraińska żywność jest wolna od GMO, co dodatkowo podnosi jej atrakcyjność. M.in. to dlatego Ukraina stała się największym partnerem handlowym dla Chin jeśli chodzi o żywność.

Ukraina w 2015 roku sprzedała sypkie zboża za 7,6 mld dol. To pięć razy więcej niż dekadę temu i więcej niż Rosja – jej główny rywal na światowych rynkach. „Do 2020 roku Ukraina stanie się 3 największym eksporterem żywności - po USA i Brazylii” – przewiduje Martin Schuldt, reprezentant amerykańskiego koncernu Cargill na Ukrainie. Pomimo, że jej ukraińskie plantacje zostały w części przejęte przez separatystów, to firma wciąż inwestuje. W najbliższym czasie wyda ok. 100 mln dol. na nowy terminal zbożowy na Ukrainie.

Inna firma – Bunge, zajmująca się obróbką soi, otworzyła w tym roku port na Ukrainie. Udział w tej ceremonii brał m.in. prezydent tego kraju Petro Poroszenko.

Konflikt na wschodzie nie rozlał się na inne części Ukrainy – zauważa John Shmorhun, dyrektor generalny w AgroGeneration. To do tej firmy należy Agrofirma Podolivska, która nadzoruje uprawę ponad 120 tys. hektarów na Ukrainie. I ma ochotę na więcej.

Średnio z każdych 6 akrów ziemi rolej jeden nie jest uprawiany. Z całej krajowej produkcji tylko jedna czwarta osiąga takie plony, jakie osiąga się w rozwiniętym świecie. Powód? Brak wysokiej jakości nasion, nawozów czy wyposażenia. „To wielki potencjał” – komentuje Shmorhun. Pomimo, że raz na jakiś czas słuchać odgłosy wojny, to kraj jest stabilny. Poza strefą konfliktu jest spokojnie – dodaje.

Reforma rolna po tym, jak Ukraina w 1991 roku odzyskała niepodległość, sprawiła, że prawa do ziemi pozostały w rękach byłych sowieckich rolników oraz ich spadkobierców, oraz w rękach rządu. Legalnie nikt nie może sprzedać ziemi. Firmy, takie jak AgroGeneration, rozwijały się poprzez podpisywanie umów na dzierżawę terenów rolnych o powierzchni 5 akrów. Niepewna sytuacja jeśli chodzi o własność ziemi skutecznie odpychała inwestorów i wiązała ręce rolnikom – komentuje Steve Pifer, były amerykański dyplomata.

Kolejnym problemem jest brak taniego finansowania – wskazuje John Shmorhun. „Jeśli chcesz uzyskać wyższą jakość, musisz zainwestować w infrastrukturę, w tym drogi, dźwigi zbożowe, suszarnie i spichlerze” – wyjaśnia. „Bez rynku kredytów rolnicy nie są w stanie sfinansować lepszych nasion czy maszyn” – mówi Shmorhun.
Przeszkody te sprawiają, że duża część pól jest uprawiana nierzadko tak, jak robiono to w XIX wieku. Biorąc pod uwagę fakt, że Ukraina wykorzystuje jeszcze stare technologie, i tak jest czymś zadziwiającym, jak dużo jest w stanie wyprodukować.

Prezydent Ukrainy wspiera tworzenie rynku ziemi rolnej, ale ukraiński parlament regularnie przedłuża zakaz sprzedaży. W październiku parlament w Kijowie przedłużył zakaz sprzedaży ziemi do 2018 roku, ale akt ten musi jeszcze zostać podpisany przez prezydenta. Za przedłużaniem zakazu stoi obawa, że wielkie ukraińskie firmy oraz zagraniczni inwestorzy zniszczą małych rolników.

Korupcja to kolejny czynnik, który zniechęca inwestorów. „System sądowniczy funkcjonuje dziś tak, jak przed Majdanem. Jeśli boisz się, że twoje umowy nie będą honorowane, to nie chcesz rozwijać swojej działalności” – uważa Pifer.

Co więcej, inwestorzy boją się też Rosji. Wrześniowe ćwiczenia wojskowe na Krymie i przemieszczanie wojsk na wschodzie kraju przypominają, że zimny konflikt w każdej chwili może się przerodzić w gorący.

Pomimo tych trudności, można w dużą pewnością założyć, że Ukraina stanie się globalną potęgą rolniczą. Z prostego powodu: świat potrzebuje coraz więcej żywności, a Ukraina jest w stanie ją wyprodukować.

>>> Czytaj też: Kto następny opuści UE? Oto, jak może wyglądać przyszłość Europy [ANALIZA STRATFOR]