Nad Bosforem mamy do czynienia z polityzacją sektora finansowego. Jeszcze przed wyborami prezydenckimi Recep Tayyip Erdoğan dawał jasno do zrozumienia, że chce przejąć osobistą kontrolę nad systemem monetarnym kraju, a wysokie stopy procentowe uważa za niemoralne i niezgodne z nauką islamu.
Od początku br. rynki finansowe i banki, które finansowały turecki dług i inwestycje infrastrukturalne, okazywały nerwowość. W lutym 2018 r. jedna z największych w regionie firm spożywczych Yildiz Holding wniosła o restrukturyzację zobowiązań o wartości 7 mld dolarów. Po tych pierwszych ostrzegawczych sygnałach Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) i rynki finansowe wyraziły oczekiwania podwyżki stóp procentowych. W końcu lutego doradca gospodarczy prezydenta Erdoğana, Cemil Ertem, opublikował w „Daily Sabah” artykuł wyrażający krytykę MFW za sugerowanie konieczności podwyżki stóp procentowych. Wzywał w nim Centralny Banku Republiki Turcji (CTB) do zignorowania rekomendacji MFW. Była to pierwsza w serii katastrof komunikacyjnych Erdoğana i jego kręgu, która wprawiła w ruch trwającą do dziś kryzysową dynamikę na tureckim rynku finansowym. Turecka gospodarka należy do najbardziej zadłużonych na świecie, deficyt na rachunku bieżącym oscyluje w granicach 7 proc. PKB, podczas gdy skala oszczędności i rezerwy walutowe są na niskim poziomie. Ale bank centralny stopy procentowe podniesie dopiero wtedy, gdy pozwoli mu na to Erdoğan.
„Czy ma pan dzieci? Ile? W jakim wieku?” – zagaił do mnie goszczący przed paru laty w Warszawie Recep Tayyip Erdoğan. Wtedy jeszcze premier Turcji, od 2014 r. prezydent, przyjechał z zadaniem przekonania Warszawy do wsparcia europejskich aspiracji Ankary, ale ewidentnie w czasie wolnym od polityki wolał rozmowę o swojej prawdziwej pasji, czyli rodzinie. Rodzina jest wyjątkowo ważna dla tego tradycjonalisty i ojca czworga dzieci. Jest na tyle istotna, że zarządzanie turecką gospodarką prezydent Erdoğan powierzył własnemu zięciowi, który objął tekę połączonego superministerstwa finansów i skarbu. Berat Albayrak (Esrę Erdoğan poślubił w 2004 r.) stał się tym samym najbardziej wpływowym członkiem gabinetu, choć ma raczej skromne doświadczenie menedżerskie, a w tureckiej polityce aktywnie uczestniczy dopiero od 2015 r., kiedy to został członkiem parlamentu.

Miłe złego początki

Do niedawna turecka gospodarka należała do najbardziej dynamicznych na świecie. Kraj zmieniał się w oczach, dzielnice biedy, powszechne jeszcze w latach 90. i znane czytelnikom powieści Orhana Pamuka, przechodziły do historii. Anatolia, niegdyś najuboższa cześć Turcji i odpowiednik polskiej ściany wschodniej, stawała się nowym Teksasem, miejscem dynamicznie rosnących firm rodzinnych wspieranym przez potężne inwestycje infrastrukturalne Ankary. Choć rządy Erdoğana stawały się coraz bardziej autorytarne i stopniowo oddalały Turcję od Zachodu, ograniczając jej europejskie aspiracje, gospodarka rosła bez specjalnych perturbacji, unikając poważnych kryzysów, które w przeszłości nawracały co kilka lat. Dlatego też popularność Erdoğana i jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) stale rosła, umożliwiając mu nie tylko miażdżące zwycięstwo w coraz mniej wolnych wyborach, ale przede wszystkim zmianę ustroju kraju, który przestaje być świecką republiką.
Reklama
W przeszłości Erdoğan skutecznie przyciągał głosy tradycjonalistów, jak i klasy profesjonalistów pracujących w korporacjach, zmęczonych korupcją i niestabilnością rządów świecko-republikańskich. W kolejnych rządach kierowanych przez Erdoğana (w latach 2003–2014 trzykrotnie zostawał premierem) resorty gospodarcze były zwykle zarządzane przez profesjonalistów wywodzących się z korporacji i dbających o stabilny klimat dla inwestorów. Do ostatniej rekonstrukcji rządu resort finansów był nadzorowany przez wicepremiera Mehmeta Şimşeka (był ministrem gospodarki w latach 2007–2009 i ministrem finansów w latach 2009–2015, odszedł z rządu na początku lipca 2018 r.), uprzednio jednego z prezesów banku Merrill Lynch. Prezesem banku centralnego (CTB) od kwietnia 2016 r. jest Murat Çetinkaya, doświadczony bankowiec z wieloletnim stażem, który przed przejęciem sterów w tej instytucji był zastępcą poprzedniego prezesa Erdema Başçı , jastrzębia twardo broniącego tureckiej waluty i niezależności banku.
>>> Treść całego artykułu można znaleźć w weekendowym wydaniu DGP.