W 2008 roku na wyspie system bankowy praktycznie upadł. Wywołało to najgorszą recesję od 60 lat. Zawirowania polityczne i gospodarcze dotknęły 340 tys. mieszkańców Islandii.

Ostatnim krokiem do pełnego powrotu do światowego obiegu ma być „stworzenie zaufania w islandzkiej gospodarce” i ułatwienia dla bezpośrednich inwestycji zagranicznych, które były hamowane w obawie przed powtórzeniem kryzysu walutowego.

Kontrola ze strony państwa ma być łagodzona stopniowo, małymi krokami. Istnieje obawa, że zbyt szybki napływ obcych walut doprowadzi do przegrzania gospodarki. Już teraz pieniądze pojawiają się szybko w związku z rekordowymi wynikami turystyki.

Gospodarka Islandii urosła w ubiegłym roku o 7,2 proc. Głównym motorem napędowym były wydatki gospodarstw domowych i i inwestycje. Bezrobocie spadło do około 3 proc., inflacja została opanowana. Korona umocniła się o 18 proc. do euro w stosunku do zeszłego roku.

Reklama

Wiele już wskazuje, że nauczone kryzysem społeczeństwo i system bankowy nie rzuci się do inwestowania za granicami w poszukiwaniu wyższych zysków. Ekonomiści uważają, że Islandia może mieć bardziej problem z napływem pieniędzy. Mają też nadzieję, że ze względu na umocnienie korony, fundusze emerytalne bardziej zainteresują się inwestycjami zagranicznymi.

Ograniczenia walutowe nadal będą stosowane przez bank centralny. Rząd ogłosił, że zostało kupionych około 90 mld koron na rynku, aby „chronić gospodarkę przed ryzykiem kursowym i niestabilnością finansową”.