Godziną prawdy stał się dla Unii Europejskiej poranek 30 września. Piętnaście dni po upadku banku Lehman Brothers - który w USA stał się momentem zwrotnym kryzysu finansowego - rząd Irlandii oznajmił, że udziela gwarancji wszystkim depozytom w sześciu największych instytucjach finansowych kraju.
To posunięcie oznaczało wysysanie funduszy z Wielkiej Brytanii, zagrażając destabilizacją brytyjskiego systemu bankowego. Przyspieszyło ono deklaracje podobnych, nieograniczonych gwarancji dla depozytów w innych krajach, przede wszystkim w Niemczech. Były one świadectwem braku zdolności UE do wspólnej reakcji na kryzys.
Dziś, prawie dwa miesiące później, Unia zaczyna działać wspólnie; uniknęła niebezpieczeństwa objęcia europejskiego systemu finansowego kontrolą poszczególnych państw, co oznaczałoby niezmierne szkody dla eksperymentu, polegającego na umacnianiu wspólnoty za pomocą podziału suwerenności. Ale i tak wydaje się, że w dziedzinie reform gospodarczych, handlu, regulacji finansowych oraz unijnych instytucji następstwa kryzysu będą ogromne, podobnie jak dla politycznych losów przywódców kontynentu.
Niektórzy entuzjaści ściślejszej integracji obawiają się, że kryzys będzie ciężkim ciosem dla jedności Europy. Jednak politycy i eksperci o dużym doświadczeniu w działalności w UE nastawieni są jednak mniej pesymistycznie.
Reklama
- Łatwo powiedzieć, że początkowa reakcja UE była niewystarczająca, ale przy kryzysie zawsze tak bywa: wraz z jego rozwojem ta reakcja jest w coraz mniejszym stopniu niewystarczająca - mówi Mario Monti, były unijny komisarz. Zarówno on, jak i inni eksperci porównują obecną sytuację z zaburzeniami, jakie w następstwie zjednoczenia Niemiec w latach 1992-1993 pojawiły się w europejskim mechanizmie kursowym. Choć obawiano się, że wizja wspólnej waluty europejskiej trafi do lamusa, ówczesne wydarzenia umocniły przekonanie europejskich przywódców, że trzeba ten projekt kontynuować, co w 1999 roku doprowadziło do jej ustanowienia.

Apetyt na euro

Wielu rządom właśnie obecny kryzys uświadomił, że warto było to zrobić. Gdyby kraju tak podatnego na jego skutki jak Irlandia nie chroniło członkostwo w strefie euro, mogłoby tam dojść do całkowitego załamania finansowego. - Bezpieczeństwo, jakie zapewnia euro, daje Irlandii szansę wybrnięcia z najtrudniejszych od powstania państwa kłopotów gospodarczych - mówi Joe Gill z dublińskiej firmy maklerskiej Bloxham.
Kraje spoza strefy euro - jak Węgry, które potrzebowały nagłej pomocy w kwocie 20 mld euro, czy Islandia, gdzie doszło do załamania kursu waluty i do upadku największych banków - były w pełni narażone na uderzenie kryzysu. Nawet Dania, wzorzec skandynawskich cnót ekonomicznych, musiała - broniąc korony - dwa razy podnieść w październiku stopy procentowe. Niemal pewne wydaje się, że Dania będzie teraz próbować wejść do strefy euro, być może zdecyduje się na to również Szwecja.
Za pewną trudno uznać decyzję Warszawy; choć bowiem polski rząd pośpiesznie ustalił wstępną datę przyjęcia wspólnej waluty na 2012 rok, to kwestia ta wywołuje podziały polityczne. Mimo to wydaje się wielce prawdopodobne, że unia walutowa - której 16. członkiem od 1 stycznia stanie się Słowacja - w nadchodzących latach powiększy się jeszcze bardziej.

Różnice pozostają

Nie znaczy to, że w strefie euro wszystko wygląda różowo. Różnice między rentownością obligacji rządowych Grecji, Włoch i innych krajów a rentownością obligacji niemieckich wyraźnie wskazują, że rynki finansowe nie uważają strefy euro za jednolity organizm. Inwestorzy są w pełni świadomi, że UE - inaczej niż USA - nie jest państwem federacyjnym i że nie istnieje w niej centralny mechanizm budżetowy, umożliwiający transfer środków z kraju, któremu wiedzie się dobrze, do kraju przeżywającego kłopoty.
Obecne różnice w rentowności są największe w dziesięcioletniej historii strefy euro, co może oznaczać, że wraz z nasilaniem się recesji inwestorzy będą zwracać coraz większą uwagę na problem, który w przypadku krajów śródziemnomorskich stanowi główną przyczynę tych różnic - czyli trwałą lukę w konkurencyjności między firmami z tego regionu i z Niemiec. Lekarstwem na to mogą być jedynie reformy strukturalne, wątpliwe jednak, czy rządy w Atenach, Lizbonie czy Rzymie mają na tyle siły - i woli politycznej - by wprowadzać je akurat w okresie recesji, zapewne długiej i głębokiej.
Bardziej prawdopodobne są perspektywy znacznych zmian w zarządzaniu strefą euro. Złamanie swoistego tabu nastąpiło 12 października, gdy prezydent Nicolas Sarkozy przewodniczył pierwszemu w historii spotkaniu szefów rządów Eurolandu (był na nim brytyjski premier Gordon Brown).
- Kryzys wszędzie, a więc i w strefie euro, doprowadzi do ściślejszej koordynacji gospodarczej - mówi Angel Gurria, sekretarz generalny Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju.
Przez prawie 10 lat Niemcy mało entuzjastycznie odnosiły się do idei „szczytów” strefy euro, podejrzewając Francuzów o dążenie do „upolitycznienia” wspólnej waluty i narażenia na szwank niezależności Europejskiego Banku Centralnego. W przyszłości takie spotkania nie będą chyba niczym nadzwyczajnym.

Komisja nieobecna?

Kluczowa rola, jaką podczas tego kryzysu odgrywają prezydent Sarkozy i premier Brown, kontrastuje z pozycją Komisji Europejskiej. Ten brukselski organ wykonawczy ściągnął na siebie krytykę za to, że - jak wielu uważa - „nie nadążał za wydarzeniami”. Na przykład propozycja Komisji, żeby zwiększyć zakres gwarancji depozytów bankowych, pojawiła się dopiero w momencie, gdy sprawą tą zajęli się ministrowie finansów, a do publicznej wiadomości podano ją w ponad rok po runie na bank Northern Rock, brytyjską instytucję udzielającą kredytów hipotecznych, którą ostatecznie znacjonalizowano.
- Od historii z Northern Rock wiedzieli, że jest taki problem. Nie rozumiem, dlaczego podjęcie jakichś działań zajęło im aż tyle czasu - mówi Karel Lannoo z Centre for European Policy Studies w Brukseli, który krytykuje KE za „nieobecność”. - Komisja była tu nie motorem, ale spowalniaczem integracji europejskiej - dodaje.
Wyżsi urzędnicy KE na swoją obronę przytaczają fakt, że Jose Manuel Barroso, przewodniczący KE, miał związane ręce, bo rządy państw członkowskich chciały początkowo rozwiązywać wszystkie problemy na poziomie krajowym. Sam Barroso wskazywał, że dopóki kryzys nie osiągnął apogeum, dopóty niektóre ważne kraje UE (od razu nasuwa się tu Wielka Brytania) były zdecydowanie niechętne pomysłom ostrzejszych regulacji dla rynków finansowych.
Poza tym inicjatywy KE z ostatnich trzech miesięcy obejmują wszystkie istotne kwestie - od wymogów kapitałowych po zasady rachunkowości i działalność agencji ratingowych, a w przygotowaniu są rozwiązania dotyczące instrumentów pochodnych, funduszy arbitrażowych oraz płac najwyższych menedżerów. Specjalna grupa pod przewodnictwem Jacquesa de Larosiere, byłego szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ma w marcu przedstawić przywódcom UE propozycję umocnienia nadzoru finansowego wobec instytucji transgranicznych.
Komisja przygotowała także program ożywienia gospodarki, który ma zachęcić kraje członkowskie do stosowania pobudzających ją pakietów wydatków budżetowych. KE proponuje także przyspieszenie przekazywania pomocy biedniejszym regionom UE.

Liberalizm w odwrocie

Mimo to niektórzy politycy są nadal sceptyczni. Socjalistyczni deputowani do Parlamentu Europejskiego zażądali przesunięcia do innej pracy Charliego McCreevy'ego, komisarza ds. rynku wewnętrznego, który jest odpowiedzialny za regulacje dotyczące rynków finansowych. Joschka Fischer, były minister spraw zagranicznych Niemiec, w wywiadzie dla „FT” zaatakował natomiast Komisję za to, że „jest obecnie słaba i ma jeszcze słabszego przewodniczącego, który w nagrodę za tę słabość dostanie kolejną pięcioletnią kadencję”.
Chyba jednak bardziej niepokojące jest ryzyko, że kryzys finansowy - dyskredytując wolny rynek w oczach wielu Europejczyków i powodując ujawnienie się sił populistycznych oraz zwolenników nacjonalizmu gospodarczego - sprawi, iż następna Komisja (której członkowie mają być wyznaczeni za 12 miesięcy) będzie mieć charakter znacznie mniej liberalny niż obecna. Łatwo sobie wyobrazić, jak prezydent Sarkozy i inni przywódcy wywierają presję na przewodniczącego Barroso, żeby na komisarzy do spraw handlu, rolnictwa, konkurencji i rynku wewnętrznego wybrał osoby, których poglądy odzwierciedlają nowy klimat polityczny.
Zwolennikom wolnego handlu byłoby wówczas jeszcze trudniej zwyciężać w takich sporach jak ciągnąca się od dawna batalia o liberalizację rynku usług. Ucierpiałyby na tym również plany wprowadzenia wiążących przepisów o zapobieganiu zmianom klimatycznym. Jose Manuel Barroso, który sam jest zwolennikiem zarówno wolnego handlu, jak i ambitnie zakrojonych działań przeciwko globalnemu ociepleniu, może się wówczas poczuć zmuszony do wspierania posunięć, mających na celu wprowadzanie rozwiązań protekcjonistycznych, np. opłat węglowych, nakładanych na import z krajów takich jak Chiny, w których polityka zapobiegania emisji gazów cieplarnianych odbiega znacznie od europejskich standardów.

Pomoc dla firm

Na próbę byłaby wówczas wystawiona również zdolność UE do trzymania się zasad, jeśli idzie o pomoc publiczną i zasady konkurencji. To ryzyko całą ostrością ujawniło się w zeszłym miesiącu, po wypowiedzi premiera Włoch, Silvio Berlusconiego: - Uważana do wczoraj za grzech pomoc państwa dziś ma absolutnie podstawowe znaczenie - stwierdził z zachwytem.
Europejscy producenci samochodów zyskali już w Brukseli odzew na swoje żądania 40 mld euro tanich pożyczek. A że jest już precedens w postaci organizowanego przez rządy wsparcia dla banków, inne branże nie będą się zapewne ociągać z wysuwaniem własnych żądań.
Poza tym zarówno Sarkozy, jak i Berlusconi wyraźnie stwierdzają, iż uważają kryzys finansowy za wspaniałą okazję do wzmocnienia obrony krajowych firm przed wrogimi przejęciami przez zagraniczne przedsiębiorstwa. Francuski prezydent apeluje nawet o utworzenie europejskiego funduszu majątku narodowego; miałby on przejmować udziały w dużych firmach, których akcje zniżkują. Ostre odrzucenie tego pomysłu przez Niemcy wskazuje, że kryzys stał się również testem stosunków francusko-niemieckich.
JAK UNIA WALCZY Z KRYZYSEM
• Gwarancje dla depozytów bankowych - Austria, Dania, Niemcy, Węgry, Irlandia, Slowenia i Słowacja zagwarantowały wszystkie depozyty. Komisja Europejska proponuje gwarancje do 50 tys. euro, a w ciągu roku - zwiększenie tej kwoty do 100 tys. euro.
• Ratowanie banków - Wielka Brytania zasiliła trzy banki (Royal Bank of Scotland, HBOS i Lloyds) kwotą 37 mld funtów. Rząd gwarantuje pożyczki banków do 250 mld funtów. Bank Anglii pożyczył bankom na aukcjach co najmniej 200 mld funtów. Francja na dokapitalizowanie banków przeznacza do 40 mld euro plus 400 mld euro gwarancji pożyczek zaciąganych przez banki. Niemcy przeznaczą do 80 mld euro na dokapitalizowanie banków oraz 400 mld euro na gwarancje pożyczek międzybankowych.
• Budżetowe pakiety stymulowania gospodarki - Niemcy zapowiadają pomoc wartości 50 mld euro dla samorządów lokalnych, firm i gospodarstw domowych, ale ekonomiści uważają, że jest to tylko powiększenie dotychczasowych programów. Hiszpania wprowadziła program pobudzania gospodarki obejmujący obniżkę podatku od dochodów osób prawnych oraz zwroty podatków (do 400 mln euro rocznie) dla gospodarstw domowych. Włochy zapowiadają trzyletni plan wartości 80 mld euro, na który składa się wsparcie dla infrastruktury oraz badań i rozwoju, a także pomoc dla firm i gospodarstw domowych: większość tych wydatków uwzględniono jednak we wcześniejszych planach wydatków.
• Komisja Europejska proponuje (lub planuje) zmianę: wymogów kapitałowych dla banków, zasad rachunkowości, reguł działalności agencji ratingowych, wynagrodzeń głównych menedżerów, zasad funkcjonowania instrumentów pochodnych, funduszy arbitrażowych i funduszy kapitału prywatnego. Przygotowała także program ożywienia gospodarki.