W trakcie dwóch pierwszych tegorocznych sesji warszawskiej giełdy WIG20 zyskał prawie 7 proc. Wczoraj główny indeks giełdy zakończył sesję na poziomie 1920 pkt, najwyższym od początku października 2008 r., kiedy nastąpiło tąpnięcie na rynkach po bankructwie amerykańskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers. Taka sytuacja uruchomiła lawinę komentarzy, że mamy do czynienia z tzw. efektem stycznia, a wzrosty mogą na dłużej zagościć na parkiecie. Na dłużej, czyli przynajmniej do końca miesiąca. Efektem stycznia zwykło się w języku giełdowych inwestorów nazywać występującą dość regularnie na początku roku hossę na rynkach kapitałowych, wywołaną przebudowywaniem strategii inwestycyjnych zwłaszcza przez inwestorów instytucjonalnych.

Efekt jest, tylko jak mocny

- Możemy już mówić o efekcie stycznia. Pierwsze sesje pozytywnie zaskoczyły inwestorów, tym bardziej że po słabej końcówce ubiegłego roku nikt nie oczekiwał tak dobrego otwarcia w tym. Pozytywne nastroje inwestorów utrzymają się jeszcze przez kilka kolejnych tygodni - to naturalne odreagowanie mocnych spadków ostatnich trzech miesięcy - uważa Sebastian Buczek, prezes zarządu Quercus TFI.
Inwestorzy liczą na efekt stycznia tym bardziej, że w grudniu nie ziściły się nadzieje na rajd Świętego Mikołaja (grudniową hossę). WIG20 zyskał tylko 5 proc. Teraz rynek liczy na co najmniej 10-proc. wzrost i przebicie przez WIG20 poziomu 2060 pkt.
Reklama
Sobiesław Pająk, szef działu analiz Domu Maklerskiego IDM, zgadza się, że to już efekt stycznia.
- Jeżeli nie napłyną negatywne informacje ze świata, możemy liczyć na jeszcze co najmniej kilka wzrostowych sesji na GPW. Zachodzi tylko obawa o to, jak mocne podstawy mają wzrosty. Niepokoi mała aktywność inwestorów i niski poziom obrotów - ocenia.
Rzeczywiście, na pierwszej tegorocznej sesji obroty wyniosły tylko nieco ponad 780 mln zł, wczoraj zaś handel akcjami wyniósł już 1,1 mld zł.

Obawa o wyniki spółek

- Po optymistycznym początku spodziewam się, że na rynki, w tym i na warszawską giełdę, wróci niepewność, znowu będziemy mieli do czynienia z dużymi wahaniami kursów, nie wykluczam też gwałtownych przecen - rynki będą nerwowo reagowały na wieści napływające z realnej gospodarki. A złych informacji nie zabraknie i w 2009 r. - ocenia Sebastian Buczek. Jego zdaniem warszawska giełda powinna jednak wejść w fazę konsolidacji i zamknąć rok na poziomie o 10 proc. wyższym w porównaniu z ubiegłym rokiem.
Zdaniem Sobiesława Pająka niebezpieczeństwo dla dalszych wzrostów może nastąpić już wcześniej.
- Wiąże się ze zbliżającym terminem publikacji wyników finansowych za czwarty kwartał 2008 roku. Wszyscy oczekują, że wyniki spółek będą gorsze niż przed rokiem, nie można jednak wykluczyć nieprzyjemnych niespodzianek, których rynek jeszcze nie zdyskontował - ostrzega analityk IDM.
Publikacje wyników tradycyjnie już rozpocznie Bank Millennium, który wstępny raport za IV kwartał 2008 r. opublikuje 22 stycznia.