Szymański pytany w środę w Programie I Polskiego Radia, czy są możliwe kary dla Polski za nieprzyjmowanie uchodźców, powiedział: "Nie ma żadnego miejsca na rozmowę o sankcjach. Sankcje są w przypadku traktatów europejskich związane tylko i wyłącznie z użyciem artykułu 7. Tutaj muszą podjąć decyzję wszystkie państwa członkowskie, na to dzisiaj nie ma żadnej politycznej przestrzeni, nie ma takiej woli politycznej, więc możemy to odłożyć na bok".

Jak dodał, decyzja z 2015 roku o relokacji uchodźców do państw członkowskich UE nie jest w pełni wykonywana w żadnym z państw członkowskich. "Znakomita większość państw członkowskich wykonuje ją w okolicach 10-18 procent, więc Polska nie jest sama, (nie jest jedynym państwem) które nie widzi możliwości, ma trudności z wykonaniem tej decyzji" - podkreślił wiceszef MSZ.

Szymański zapewnił, że jeśli Komisja Europejska zdecyduje się na to, żeby w związku z niewykonaniem decyzji o relokacji uchodźców, szukać sprawiedliwości w Trybunale Sprawiedliwości, Polska jest gotowa na to, aby przedstawiać swoje racje i argumenty, także w postępowaniu sądowym. Ale - jak zastrzegł - takie działania, to ostateczność.

"Zalecalibyśmy Komisji Europejskiej, aby po prostu tę sprawę zamknąć, ponieważ ona jest nieproporcjonalnie toksyczna politycznie, przynosi koszty polityczne, nie przynosząc żadnego istotnego rozwiązania problemu" - mówił Szymański. Jak ocenił, problemu uchodźców nie można rozwiązać przy pomocy biurokratycznych mechanizmów rozlokowywania ludzi.

Reklama

Pytany, czy w Polsce powinno odbyć się referendum w sprawie przyjmowania uchodźców, Szymański powiedział: "Mamy jasność, że opinia publiczna jest po naszej stronie w tej sprawie, w sposób jednoznaczny, w związku z tym polski rząd nie podejmuje żadnych prac nad przygotowywaniem takiego referendum".

"Im większa presja polityczna, jakakolwiek inna na Polskę w tej sprawie, tym bardziej polskie społeczeństwo będzie intensywnie myślało o tym, żeby wyrazić swoją wolę bardziej dosadnie np. w referendum. To nie jest w pełni zależne od rządu, rząd nie ma takiej intencji, takiej woli, ale opinia publiczna, jak sądzę, jest w dużym stopniu zaniepokojona tą powracającą falą presji na Polskę" - powiedział wiceszef MSZ.

We wrześniu 2015 roku państwa członkowskie UE zgodziły się na przeniesienie 160 tys. uchodźców z Włoch oraz Gracji. Rząd Ewy Kopacz zaakceptował unijną decyzję o podziale uchodźców, docierających do Europy. Polsce miało przypaść ponad 6 tys. uchodźców. Termin na zakończenie relokacji wyznaczono na wrzesień 2017 roku. Dotychczas tylko nieco ponad 18 tys., czyli około 11 proc. ustalonej liczby osób, zostało faktycznie przeniesionych.

Komisja Europejska zagroziła niedawno rozpoczęciem procedury o naruszenie prawa UE, jeśli Polska, Węgry i Austria do czerwca nie przystąpią do relokacji uchodźców. KE przypomniała, że te trzy kraje nie relokowały dotychczas ani jednej osoby. Premier Beata Szydło kilka razy deklarowała, że nie ma w tej chwili możliwości, by do Polski byli przyjmowani uchodźcy. (PAP)