W Iraku rozpoczęło się w poniedziałek referendum, w którym mieszkańcy terenów kontrolowanych przez Kurdów odpowiadają na pytanie, czy chcą, by stały się one niepodległym państwem. Lokale wyborcze otworzono o godz. 8 czasu lokalnego (godz. 7 w Polsce); głosowanie ma potrwać do godziny 18 czasu lokalnego (godz. 17 w Polsce).

"Bardzo trudno jest jednoznacznie ocenić to wydarzenie" - powiedziała PAP dr Beata Kowalska z Instytutu Socjologii UJ. Referendum zostało ogłoszone kilka miesięcy temu, inne państwa podeszły do niego z ostrożnością. "Wszyscy boją się, że to osłabi i tak niestabilną sytuację, doprowadzi do powrotu poprzedniego rządu i wepchnie Irak z powrotem w ramiona Iranu, bądź też jeszcze te relacje z Iranem utwierdzi" - tłumaczyła dr Beata Kowalska.

"Podobne stanowisko zajmuje Unia Europejska, również żadne z państw sunnickich nie udzieliło poparcia głosowaniu. Paradoksalnie jedynym krajem, który popiera referendum, jest Izrael" - powiedziała. "Z punktu widzenia dynamiki międzynarodowej jest to oczywiście pat, bo trudno sobie wyobrazić funkcjonujące państwo bez uznania na arenie międzynarodowej" - przekonywała socjolog.

Reklama

"Inną ważną kwestią pozostaje to, kto będzie sojusznikiem" - zastanawiała się dr Kowalska, dodając, że "dochodzimy do bardzo ciekawej i skomplikowanej kwestii, mianowicie odosobnienia władz kurdyjskich w Iraku na arenie lokalnej". Jak powiedziała socjolog, już wiele lat temu podkreślała, że Kurdowie wygrają wtedy, kiedy będą w sensowny sposób zawierać sojusze. Tak, według niej, było w latach siedemdziesiątych, gdy "Kurdowie stanowili awangardę +antychomeinowskiej+ opozycji w Iranie, w Turcji sprzymierzali się z ruchami lewicowymi". Teraz, jak uważa, jest to znacznie trudniejsze.

Referendum zorganizowano w czterech prowincjach, tworzących Region Kurdystanu w Iraku (Irbil, As-Sulajmanijja, Dahuk, Halabdża) oraz na tzw. terenach spornych. Są to tereny w znacznej mierze zamieszkane przez ludność kurdyjską, które formalnie nie należą do Regionu Kurdystanu w Iraku, jednak w wyniku walk z Państwem Islamskim (IS) znalazły się pod kontrolą kurdyjskiego wojska, tj. Peszmergi. Do terenów spornych zalicza się w szczególności bogaty w ropę i gaz Kirkuk, zamieszkany przez jazydów Sindżar oraz Równinę Niniwy, na której mieszka wielu chrześcijan.

"Bardzo wiele kontrowersji w społecznościach kurdyjskich budzi na przykład sojusz Barzaniego (Masud Barzani, prezydent Regionu Kurdystanu w Iraku - PAP) i odwiedzanie Erdogana. Mamy swojego rodzaju paradoks, że to jest takie symboliczne uznanie Erdogana w sytuacji tak okrutnej i bezwzględnej polityki wobec Kurdów tureckich. W związku z czym widzimy, że jeżeli Kirkuk nie zostałby po stronie kurdyjskiej, w zasadzie jedynym sojusznikiem, najbliższym w regionie, pozostaje Turcja" - podkreśliła socjolog. Jak dodała, "przy niezwykle trudnej sytuacji w samej Turcji i antykurdyjskiej polityce to pokazuje, że mamy tu w zasadzie +węzeł kurdyjski+ – jak go kiedyś nazwał profesor Dzięgiel (Leszek Dzięgiel, autor książki +Węzeł kurdyjski: kultura, dzieje, walka o przetrwanie+, współzałożyciel Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Kurdyjskiej - PAP)".

Na referendalnych kartach do głosowania umieszczone zostało jedno pytanie, napisane w czterech językach używanych na obszarze głosowania: kurdyjskim, arabskim, asyryjskim i turkmeńskim. Brzmi ono: "Czy chcesz by Region Kurdystanu oraz kurdyjskie tereny poza administracją Regionu, stały się niepodległym państwem?".

>>> Czytaj też: „Trzęsienie ziemi”. "Berlin poprawi relacje z Polską". Europejskie media komentują wybory w Niemczech