W najbliższych dwóch lat możemy mieć zarówno słabnącego dolara, jak obniżające się ceny ropy – napisał dr Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen w analizie opublikowanej w piątek „Słaby dolar, tania ropa”.

Ekspert z płockiego koncernu zwraca uwagę, że ceny ropy i paliw płynnych notowane są w dolarach amerykańskich i w tej walucie dokonuje się transakcji, jednak 90 proc. ich podaży i 80 proc. popytu pochodzi spoza USA i jest rozliczane w innych walutach.

„Ceny ropy i notowania amerykańskiej waluty były zazwyczaj ze sobą ujemnie skorelowane: umocnieniu dolara zwykle towarzyszy spadek cen ropy i odwrotnie. Wiele jednak wskazuje na to, że w bieżącym i następnym roku utrzyma się trend słabnącego dolara, a towarzyszyć mu będzie spadkowy trend cen ropy” – podkreśla Czyżewski.

W swej analizie wyjaśnia, że „gdy dolar się osłabia, waluty eksporterów spoza USA stają się mocniejsze, ropa w tych walutach tanieje i maleją wpływy z eksportu”. „Niższa cena ropy to generalnie sygnał do ograniczenia podaży, jednakże nie wszyscy są tym zainteresowani” – dodaje główny ekonomista PKN Orlen.

Wskazuje jednocześnie, że „producenci spoza OPEC dążą do maksymalizacji wydobycia z eksploatowanych pokładów, kierując się optimum technologicznym, a nie wahaniami kursowymi”. „Kraje OPEC także nie znajdują się w jednakowej sytuacji. Dla wszystkich wpływy z eksportu ropy to podstawowe źródło dochodów budżetowych. Ograniczenie wydobycia przez jeden kraj, bez porozumienia z pozostałymi, dla wielu nie jest rozwiązaniem, bo zmniejszy wpływy nie przyczyniając się do wzrostu ceny ropy. Istnieje też obawa, że zwolnione miejsce na rynku wykorzysta sąsiad. Dlatego ograniczenia wydobycia w ramach OPEC wymagają porozumienia, a miarą ich skuteczności są wzrosty cen ropy w dolarach” – zaznacza Czyżewski.

Reklama

Jak dodaje, obecnie kraje OPEC skutecznie realizują porozumienie o ograniczeniu wydobycia, którego celem jest spowodowanie wzrostu cen ropy i wpływów z eksportu, jednak perspektywa słabnącego przez dłuższy czas dolara utrudnia realizację tej misji.

„Dolarowe ceny ropy, co prawda wzrosły, ale już ceny krajowe znacznie mniej, osłabiając wpływy z eksportu, co zwiększa z kolei presję na utrzymanie ograniczenia przez dłuższy czas, a nawet jego rozszerzenie. Z drugiej strony silniejsze ograniczenia wydobycia to wyższa presja na wzrost dolarowych cen ropy oraz wzrost podaży ropy z USA. Dzieje się tak, ponieważ rosnące ceny ropy w amerykańskiej walucie skutecznie napędzają tam wydobycie, a jego przyrost działa z kolei w kierunku obniżenia cen. Ponieważ kurs dolara nie jest czynnikiem branym pod uwagę w decyzjach dotyczących amerykańskiego wydobycia, mechanizm wiążący cenę ropy naftowej z kursem dolara uległ istotnemu osłabieniu” – wyjaśnia główny ekonomista PKN Orlen.

Wspominając o niedawnej korekcie na rynkach surowcowych, Czyżewski ocenia, że „Amerykanie zdali test cenowy, zredukowali koszty wydobycia o połowę, i przesunęli przedział opłacalności wydobycia z 60-80 dolarów do 30-40 dolarów za baryłkę ropy WTI”. „Dzięki temu przy cenie powyżej 60 dolarów za baryłkę mają złote żniwa” – zauważa ekspert. Czyżewski przypomina, że w listopadzie 2017 r. wydobycie ropy w USA przekroczyło 10 mbd (milionów baryłek na dobę - PAP), oceniając, iż w ciągu 2018 r. przyrośnie ono o kolejne 1,3 mbd - to tyle, jak wylicza ekspert, ile wydobyto w 2014 r., przy cenie ropy WTI ok. 90 dol. za baryłkę.

„Biorąc pod uwagę szybszy wzrost podaży w Kanadzie i w Brazylii oraz utrzymanie wydobycia w OPEC na obecnym poziomie, od połowy 2018 r. na rynku pojawią się nadwyżki podaży i taka sytuacja utrzyma się w 2019 r., pomimo silnego wzrostu popytu, prognozowanego na 1,9 mbd w 2018 r. i 1,6 mbd w 2019 r.” – pisze w swej analizie główny ekonomista PKN Orlen. Uważa, że „jeśli nie pojawią się czynniki geopolityczne lub inne zrządzenia losu ograniczające podaż, cena ropy Brent w 2018 r. pewnie zbliży się do 60 dolarów za baryłkę, a w 2019 r. może znaleźć się nieco poniżej tego poziomu”.

Powołując się na analizy Banku Rozliczeń Międzynarodowych w Bazylei, Czyżewski podaje, iż wnioski – określając je skrótowo - są takie, że „przyczyną słabnącego dolara jest zsynchronizowany wzrost gospodarczy poza USA”. Mechanizm ten opisuje tak: przedsiębiorcy, zwłaszcza z gospodarek wschodzących, coraz więcej inwestują, a wydatki te finansują kredytami w dolarach amerykańskich z krajowych banków lub środkami pochodzącymi ze sprzedaży obligacji amerykańskich; wymiana dolarów na waluty krajowe osłabia dolara - rośnie podaż dolara w obiegu; jednocześnie wzmacniają się waluty krajowe - rośnie na nie popyt, a przy tym strumień podaży dolara poza USA zdecydowanie przeważa nad strumieniem popytu na amerykańskie obligacje i papiery wartościowe.

„Taka sytuacja będzie trwać dopóty, dopóki gospodarka globalna będzie przyspieszać. Według prognoz dużych banków międzynarodowych, potrwa to przynajmniej dwa lata i kurs dolara do euro na koniec 2018 r. może dojść do poziomu 1,30 a w rok później do 1,40. Nie powinno to specjalnie dziwić, gdy przypomnimy sobie średni kurs dolara do euro na poziomie 1,37 w okresie 1999-2007, kiedy gospodarka globalna szybko rosła” - pisze Czyżewski. Dodał: „Zatem, jeśli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, to w horyzoncie najbliższych dwóch lat możemy mieć zarówno słabnącego dolara, jak obniżające się ceny ropy. Ponieważ to są główne czynniki wpływające na trendy na krajowym rynku paliw, jest to dobra wiadomość dla kierowców. Czy taki scenariusz się spełni? Zobaczymy”.

>>> Czytaj też: Radni Gdańska apelują do rządu o niełączenie Orlenu i Lotosu. "Zdecydowany sprzeciw"