Cnota – to filozoficzny slang określający jakąś dobrą cechę charakteru – fundamentalnie różni się od koloru. Co jest czerwone w Związku Radzieckim, jest bowiem równie czerwone na bezludnej wyspie – a przynajmniej ci, którzy tak twierdzą, wyglądają w większości na sensownych ludzi.
Cnota natomiast jest denerwująco i uporczywie zależna od społeczności, w której się ją ogląda, co jest poniekąd dobre i naturalne, ale powoduje też wielką liczbę trudnych problemów.
Jak to, cnota nie zawsze jest cnotą? Ano tak. Mściwi Dźgacze na przykład za nic mają uprzejmość czy roztropność; o wiele większą zaletą jest u nich brawura i efektywność w machaniu toporem. Dlatego ich wódz to wielki siłacz, który nosi naszyjnik zrobiony z zębów wrogów, a hełm sobie sprawił z czaszki poprzednika. Rządzi autorytarnie, a to wzbudza respekt. Wyobraźmy sobie teraz, że pięć szczytów górskich (to chyba bezpieczna odległość) od wioski Dźgaczy jest inna wioska – mieszka w niej pokojowo nastawiony lud Kozarian, który para się rolnictwem i pasaniem kóz. Tam wymachiwanie toporem to znak barbarzyństwa. Gospodarność i przemyślność są cnotami, odwaga jest w cenie tylko w postaci, która pozwala pasterzowi złapać za rogi wyjątkowo bojowego kozła. Zarządza tą społecznością merytokratycznie wyłaniana rada starszych, tych, którzy najlepiej wiedzą, jak hodować marchew i czym karmić kozę, żeby mleko nie waniało.