Frank znów kosztował na rynku międzybankowym około 3,11 zł, dolar podrożał w pewnym momencie do 3,65 zł. I to właśnie umocnieniem dolara na rynkach światowych niektórzy eksperci próbują tłumaczyć wczorajsze wahnięcie na rynku złotego. Inwestorów mogły zaskoczyć dobre dane o sprzedaży detalicznej w USA. Departament Handlu podał, że wzrosła ona o 1 proc. miesiąc do miesiąca. Analitycy spodziewali się spadku o 0,8 proc.
- Nie można podać jednego wytłumaczenia. To był kolejny dzień, kiedy rynek był nerwowy i płytki. Mieliśmy dwa banki, które kupowały euro po 4,60 zł, aż w końcu euro-złoty przebił się ponad ten kurs - mówi Jacek Tomaszewicz z Kredyt Banku.
Naszej walucie z pewnością wczoraj nie sprzyjały także krajowe dane makro. Eksport towarów spadł w grudniu o 16,4 proc. rok do roku - podał wczoraj Narodowy Bank Polski. To najgorszy wynik, odkąd bank centralny zbiera te dane. Wraz ze spadkiem eksportu malał też import, w grudniu spadł o 13,5 proc.
W efekcie deficyt handlowy w grudniu wyniósł prawie 1,7 mld euro. Według analityków dane pokazują pogłębiający się spadek popytu zewnętrznego wywołanego przez recesję u głównych partnerów handlowych Polski. Spadek importu to także pośrednio efekt mniejszego zapotrzebowania na eksport - eksperci szacują, że stoi za tym zmniejszenie importu zaopatrzeniowego i częściowo konsumpcyjnego. Według danych NBP deficyt na rachunku obrotów bieżących wyniósł w grudniu 1,9 mld euro wobec 1,64 mld euro w listopadzie.
Reklama
- Po tych informacjach złoty się osłabił o jakieś 4-5 groszy - mówi Jacek Tomaszewicz.