Teraz, z uwagi na łatwość dostępu do informacji, ich dostawcy muszą ostro walczyć o klienta. A że od dawna wiadomo, iż fakt, że pies ugryzł listonosza to nie jest żaden news, ale za to, jeśli listonosz ugryzł psa, to jest wiadomość - media prześcigają się w epatowaniu odbiorcy czym się da. Nie ominęło to informacji gospodarczych, zwłaszcza jeśli mają duży wpływ na życie codzienne. Niestety, taki sposób mówienia o zjawiskach gospodarczych siłą rzeczy muszą przejmować walczący o elektorat politycy.

Powszechną praktyką stało się ostatnio mówienie o kryzysie, który dotarł do Polski. Ma się on objawiać generalnym spadkiem aktywności gospodarczej i wzrostem bezrobocia, co przełoży się na pogorszenie sytuacji finansowej gospodarstw domowych. Tymczasem jest to definicja jednej z faz cyklu koniunkturalnego, spowolnienia lub w mocniejszym wydaniu, recesji. Tak się bowiem składa, że gospodarka rynkowa zawsze podlegała, podlega i będzie podlegać okresowym wahaniom koniunktury. Po latach tłustych następują lata chude i właśnie w ten okres wchodzi zarówno gospodarka światowa, jak i polska. O kryzysie możemy mówić w przypadku niektórych segmentów rynków finansowych, od biedy oznaki kryzysu mogliśmy zaobserwować na polskim rynku walutowym. Na pewno jednak nie jest oznaką kryzysu gospodarczego spadek dynamiki PKB do 1,1% (NBP) czy wzrost bezrobocia do 10,5% w styczniu 2009. Warto pamiętać, że poniżej 10,5% bezrobocie spadło dopiero w maju 2008 roku, zaś jeszcze w 2006 przekraczało 15%.

Bez wątpienia największych problemów wśród dojrzałych gospodarek doświadczają Stany Zjednoczone, ale też właśnie tam próbowano za wszelką cenę zanegować istnienie cyklu koniunkturalnego, co spowodowało przegrzanie koniunktury na niespotykaną skalę, zwłaszcza w budownictwie. Tym bardziej należy z pokorą, ale też bez zbędnych emocji, przyjąć do wiadomości cykliczną naturę gospodarki rynkowej. Cykliczna zmienność jest bowiem powszechna w naturze i po zimie musi przyjść wiosna.