Poinformował o tym z trybuny Rady Najwyższej (parlamentu) deputowany Bloku premier Julii Tymoszenko, Andrij Kożemiakin. Wiadomość potwierdziła rzeczniczka Ukrtranshazu, Inna Kowal.

Tak jak w środę śledczym, którzy przybyli do biura Ukrtranshazu w czwartek w godzinach porannych, towarzyszą funkcjonariusze oddziału "Alfa". Według biura prasowego Naftohazu, w odróżnieniu od akcji przeprowadzonej dzień wcześniej w tej firmie, żołnierze "Alfy" nie są zamaskowani, ani nie mają przy sobie "widocznej broni".

Na miejscu obecni są deputowani Bloku Julii Tymoszenko, którzy starają się przeszkodzić SBU w jej działaniach.

Naftohaz poinformował, że śledczy starają się dotrzeć do dokumentów Ukrtranshazu, nie zważając na wydaną w środę decyzję kijowskiego sądu, który nakazał SBU wstrzymać śledztwo dotyczące Naftohazu.

Reklama

Dotyczy ono przejęcia przez tę spółkę ponad sześciu z 11 miliardów metrów sześciennych gazu, należącego wcześniej do zarejestrowanej w Szwajcarii spółki RosUkrEnergo (RUE).

W środę funkcjonariusze "Alfy" dokonali nalotu na Naftohaz, starając się zdobyć oryginały umów gazowych, zawartych na początku roku z rosyjskim Gazpromem. Według Naftohazu nie udało im się tego dokonać.

Podlegająca prezydentowi Wiktorowi Juszczence SBU twierdzi, że Naftohaz nie miał prawa przywłaszczać sobie gazu RUE i że formalnie nadal jest on własnością tej szwajcarskiej firmy. Naftohaz, nad którym pieczę pełni premier Julia Tymoszenko, przekonuje, że to właśnie on jest właścicielem tego paliwa.

Juszczenko, który jest oskarżany o związki ze współwłaścicielem RUE, ukraińskim biznesmenem Dmytrem Firtaszem, poparł środową akcję SBU. Jego rzeczniczka określiła działania służb jako zgodne z prawem. Pani premier odpowiedziała natomiast, że operacja była obliczona na paraliż systemu gazowego kraju i odbywała się z przyzwoleniem Juszczenki.

Jej bliski współpracownik, były szef SBU a obecnie wicepremier Ołeksandr Turczynow ocenił, że prezydent działał nie w interesie państwa, lecz na rzecz właścicieli RUE. Według Turczynowa nalot SBU przeprowadzono po to, by zablokować rozliczenia Naftohazu z Gazpromem.

W ubiegłym tygodniu rosyjski dziennik "Kommiersant" pisał, że w razie problemów z opłatami Gazprom może całkowicie zakręcić Ukrainie kurek z gazem. Tak jak podczas ukraińsko-rosyjskiego sporu gazowego w styczniu mogłoby to oznaczać komplikacje dla europejskich odbiorców błękitnego paliwa z Rosji, które płynie do nich przez ukraińskie gazociągi.

Zarejestrowana w Szwajcarii RUE należy w połowie do Gazpromu i do dwóch ukraińskich biznesmenów: Firtasza i Iwana Fursina. Do niedawna pośredniczyła w rosyjsko-ukraińskim handlu gazem, lecz styczniowe porozumienie między Naftohazem a Gazpromem usunęło ją z ukraińskiego rynku. Naftohaz i Gazprom zdecydowały, że obędą się bez pośrednika. Doszło do tego dzięki długotrwałym staraniom premier Tymoszenko.

Spółka Naftohazu Ukrainy - Ukrtranshaz, odpowiada za tranzyt gazu, przesyłanego z Rosji przez Ukrainę do państw Unii Europejskiej. Sprawuje także kontrolę nad znajdującymi się na Ukrainie podziemnymi zbiornikami do przechowywania tego surowca.