Takie twierdzenie powtarzają zastrzegające anonimowość źródła zbliżone do holenderskiego rządu, dyplomaci, a także współpracownicy samego Timmermansa. U wszystkich rozmówców PAP przewija się ta sama argumentacja - jeżeli dzięki temu, że Holandia zaproponuje w kolejnym rozdaniu Timmermansa, kraj otrzyma ważniejszą tekę w KE, nikt w Hadze nie będzie zastanawiał się nad tym, że nie należy on do obecnego obozu rządzącego.

"Takie przypadki już się zdarzały" - podkreśla jeden z rozmówców. Waga polityczna Timmermansa, obecnie pierwszego zastępy szefa KE Jean-Claude'a Junckera, nie jest mała. Jest oczywiste, że gdyby miał trafić do przyszłej Komisji, znów byłby bardzo wysoko - albo jako wiceprzewodniczący, albo jako komisarz odpowiadający za ważny obszar.

Choć przed obecną Komisją jeszcze rok działania, na korytarzach w Brukseli już zaczęły się przymiarki do tego, jak będzie skonstruowana nowa KE. Wbrew pozorom czasu nie ma aż tak dużo. Już w maju odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, które zdecydują o politycznym podziale najważniejszych stanowisk. Niezależnie od wyniku wyborów zmiany personalne w KE będą duże, gdyż w ciągu minionych kilku lat układ rządowy zmienił się w ponad 20 europejskich stolicach, jak choćby w Polsce, Austrii czy we Włoszech.

Nic więc dziwnego, że większość obecnych komisarzy powoli zaczyna myśleć o nowym zajęciu. Timmermans jednak się do nich nie zalicza.

Reklama

"Nie chcemy skończyć z edukacją i sportem" - żartuje jeden z holenderskich dyplomatów. W obecnej kadencji unijnym komisarzem ds. edukacji, kultury, młodzieży i sportu jest wysłannik Węgier do Brukseli Tibor Navracsics. Rząd Viktora Orbana od dawna jest na cenzurowanym w UE, dlatego człowiek, który został przez niego przysłany (Navracsics był wicepremierem Węgier do 2014 r.), nie mógł liczyć na ważną tekę.

"Logika jest taka: Timmermans jest pierwszym wiceprzewodniczącym, co jest bardzo dobrą pozycją. Jeśli rząd wysunąłby nową osobę, Holandia mogłaby nie dostać tak wysokiego stanowiska" - powiedział PAP Peter Teffer, holenderski dziennikarz pracujący w Brukseli m.in. dla "EUobservera".

Obecna koalicja rządowa w Holandii, która będzie decydowała o tym, kogo zaproponować do nowej Komisji Europejskiej, składa się z czterech ugrupowań. Socjaldemokratyczna Partia Pracy Timmermansa, która przez dekady współrządziła w kraju tulipanów, została w ostatnich wyborach zepchnięta na margines i znalazła się poza koalicją.

Jednak skomplikowany układ rządzący (koalicja w Hadze powstawała kilka miesięcy) sprzyja zachowaniu status quo. Kłótnia w koalicji o stanowisko komisarza nie jest nikomu potrzebna. "Koalicja wspierająca (premiera Marka) Ruttego składa się z czterech partii, trudno byłoby wybrać jednego kandydata" - zauważył Teffer.

Paradoksalnie to, że Timmermans należy do socjalistycznej rodziny politycznej, może mu wręcz pomóc. Ma być on bowiem namawiany do tego, by został kandydatem wiodącym, tzw. Spitzenkandidat swojego ugrupowania do objęcia stanowiska szefa Komisji Europejskiej. Choć nie zanosi się, by socjaliści wygrali eurowybory i mieli coś do powiedzenia w sprawie przyszłego szefa KE, to chcą mieć - jak powiedziało PAP źródło zbliżone do tego ugrupowania - "zawodnika wagi ciężkiej" jako lidera list wyborczych.

Jeśli faktycznie Timmermans zdecydowałby się na to (jego współpracownicy mówią nieoficjalnie, że decyzja ma zapaść w ciągu dwóch tygodni), wówczas byłoby niemal przesądzone, że Holender dostanie jakieś ważne stanowisko w strukturach unijnych. Dyplomaci wskazują, że trudno sobie wyobrazić, by lider list drugiego największego ugrupowania w PE został po wyborach z niczym. W kreślonych w Brukseli scenariuszach Timmermans widziany jest m.in. jako przyszły szef unijnej dyplomacji. Obecna wysoka przedstawiciel ds. polityki zagranicznej UE, Włoszka Federica Mogherini wprawdzie też jest socjalistką, ale raczej nie może liczyć na poparcie rządu w Rzymie.

Rozmówcy PAP wskazują jednak, że cała układanka jest bardzo niepewna, tak jak zresztą polityczna przyszłość premiera Holandii, od którego Timmermans miał ponoć usłyszeć obietnicę pozostania w Brukseli. Obaj świetnie się znają, bo Timmermans był przez dwa lata szefem dyplomacji w rządzie Ruttego, ale pozycja tego drugiego jest teraz zagrożona przez oskarżenia o konstruowanie pobrexitowych rozwiązań podatkowych na korzyść Shella i Unilevera.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)