Jako onkolodzy martwimy się, czy zaoszczędzone pieniądze – jeśli dostosujemy się do oczekiwań ministerstwa i zmniejszymy koszty – na pewno trafią z powrotem do chorych - mówi w wywiadzie z Klarą Klinger Agnieszka Jagiełło-Hirszfeld.
Wojewódzki sąd administracyjny orzekł na początku grudnia, że pacjenci mają być leczeni zgodnie z wiedzą medyczną, a nie finansami szpitala. To było po tym, jak rzecznik praw pacjenta zareagował na skargi pacjentów i interweniował w sprawie zamieniania leczenia z droższego na tańsze. Szpital mówił, że jest tak samo skuteczne. Ale przyznawał, że ważniejsze dla niego są wyniki przetargu. Pani jako onkolożka najczęściej musi leczyć terapiami, które są bardzo drogie. Co ostatecznie decyduje: budżet czy potrzeby pacjentów?
Podam pewien przykład. Trafiła do nas pacjentka, u której zdiagnozowano raka piersi o podtypie biologicznym HER2 pozytywnym. Ale to niewielki nowotwór. Guz ma poniżej 1 cm. Gdyby mieszkała w Stanach Zjednoczonych i miała dobrą polisę, to dostałaby trastuzumab w leczeniu uzupełniającym, bo to leczenie celowane w ten konkretny rodzaj raka.
W Polsce tego leku nie dostanie?
W Polsce trastuzumab w leczeniu uzupełniającym jest przewidziany dla pacjentek, które mają guza w piersi powyżej 1 cm.
Reklama
Tak jest ze względów finansowych? Ale może u pacjentki, która ma nowotwór mniejszy niż 1 cm, takie leczenie by faktycznie pomogło?
Sytuacja jak zwykle w takich przypadkach nie jest prosta. U pacjentek, które mają tak małego raka, ryzyko nawrotu choroby jest rzędu 2–2,5 proc. w skali 10 lat. Dodanie trastuzumabu do leczenia zmniejsza to ryzyko o jakiś 1 proc. Jeżeli pacjentka uważa, że jest to dla niej dodatkowa szansa, to z jej perspektywy jest to zrozumiałe. Ale ze społecznego punktu widzenia wygląda to już trochę inaczej. Herceptyna (czyli właśnie trastuzumab) jest droga: to koszt rzędu ok. 35 tys. zł na trzy miesiące. A leczenie trwa rok. W efekcie wydajemy ponad 100 tys. złotych na coś, co generalnie może trochę poprawić szanse pacjentki, ale na pewno nie jest ratunkowym leczeniem.
W jakich sytuacjach jest wobec tego podawany ten lek?
Trastuzumab jest podawany w dwóch podstawowych wskazaniach. Po pierwsze, we wczesnym raku piersi właśnie po to, żeby zmniejszyć ryzyko nawrotu – tylko, jak już mówiłam, w Polsce musi być spełnione kryterium wielkości guza. A drugie wskazanie to kiedy rak jest rozsiany, pacjentka ma przerzuty – dzięki lekowi możemy przedłużyć jej życie. Czyli to dwa zupełnie różne światy: w jednym przypadku pomaga w walce o całkowite wyleczenie, a w drugim – o przedłużenie życia.
Ale z perspektywy pacjenta każde zmniejszenie ryzyka jest bardzo ważne.
Moim zdaniem, kiedy pacjentka ma niewielkie ryzyko nawrotu choroby, to wydawanie wielkich pieniędzy, żeby je zmniejszyć o 1 proc., mija się z celem. Poza tym to jest potencjalnie toksyczny lek – i trzeba zrobić rachunek zysków i strat.
Treść całego wywiadu będzie można przeczytać w piątkowym wydaniu DGP.