Władze Ukrainy zarzucają Wehrschuetzowi "świadome naruszenie ukraińskiej granicy państwowej", "udział w próbach prawnego uzasadnienia (rosyjskiej) aneksji Krymu" oraz "antyukraińską propagandę". Zdaniem strony austriackiej może tu chodzić o nadany latem ubiegłego roku reportaż ORF na temat rosyjskiego mostu przez Cieśninę Kerczeńską, ale sam Wehrschuetz twierdzi, że nie wjeżdżał na ten most i przestrzegał wszystkich ukraińskich przepisów.

Kneissl uznała w czwartek zakaz za "nieakceptowalny w Europie akt cenzury", dodając, że jest to kolejna pozycja na długiej liście szykan wobec dziennikarzy. W piątek zapowiedziała, że w przyszłym tygodniu zaprosi na rozmowę do ministerstwa spraw zagranicznych ambasadora Ukrainy Ołeksandra Szczerbę. Jak oświadczył sam Szczerba, jednoroczny zakaz wjazdu to sankcja łagodna.

"Kanclerz federalny (Sebastian Kurz) podziela opinię minister spraw zagranicznych w tej kwestii" - odpowiedział w piątek na zapytanie austriackiej agencji APA urząd kanclerski. Jak zaznaczył, szef rządu będzie tutaj postępował "w ścisłym porozumieniu z MSZ".

Natomiast deputowana do parlamentu Ukrainy Olga Czerwakowa, która w czwartek upubliczniła wiadomość o wydaniu przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) zakazu wjazdu dla Wehrschuetza, twierdzi, że głównym powodem tej decyzji były obawy przed zamachem rosyjskich tajnych służb na życie austriackiego dziennikarza.

Reklama

Według należącej do rządowego Bloku Petra Poroszenki (BPP) Czerwakowej, "zakaz wjazdu ma zagwarantować osobiste bezpieczeństwo" Wehrschuetza, który w wyniku złożonej pod koniec grudnia deklaracji, iż obawia się na Ukrainie o własne życie, znalazł się sam w poważnym niebezpieczeństwie.

"Rosyjskie tajne służby mogą wykorzystać tę sytuację i zrobić mu coś złego, a potem obciążyć winą ukraiński rząd. Żyjemy w warunkach wojny hybrydowej, a metody rosyjskich służb są także hybrydowe" - powiedziała APA Czerwakowa.

O zakazie wjazdu dla dziennikarza biuro prasowe SBU zawiadomiło w czwartek ambasadę Austrii w Kijowie - podała APA, powołując się na ambasador Hermine Poppeler. Z uwagi na wolny na Ukrainie od pracy Dzień Kobiet nie można było w piątek uzyskać oficjalnego potwierdzenia tej informacji.

Potwierdził ją natomiast ambasador Szczerba, ale w sposób nieoficjalny. Występując w piątek w magazynie informacyjnym radia ORF powtórzył zarzut, że Wehrschuetz podczas nakręcania reportażu wjechał na krymski most lub co najmniej skłonił do tego swych współpracowników. "Roczny zakaz wjazdu za naruszenie suwerenności Ukrainy podczas wojny to sankcja łagodna, normalnie są to trzy lata" - ocenił Szczerba, ubolewając jednocześnie, że dziennikarz za to nie przeprosił ani nie okazał skruchy.

Według Wehrschuetza, nie złamał on w żaden sposób obowiązujących na Ukrainie przepisów. "Nie naruszyłem ukraińskiej granicy. Udałem się latem na Krym za specjalnym ukraińskim zezwoleniem. Gdy filmowano most, znajdowałem się na terytorium półwyspu Kercz" - napisał na Facebooku.

"Zakładam, że obecne kierownictwo Ukrainy szuka uzasadnienia, by mnie nie wpuszczać, gdyż nie jest zadowolone z krytycznych informacji środków masowego przekazu na temat wolności mediów, na temat skandali przy zakupach broni podczas wojny" - dodał. Wspomniał też o "nerwowości", jaka panuje na Ukrainie w związku z wyznaczoną na 31 marca pierwszą turą wyborów prezydenckich. (PAP)