Ostatnie dni przynosiły niepokojące doniesienia z tego regionu. U wybrzeży Zjednoczonych Emiratów Arabskich kilka tankowców stało się celem ataków, natomiast Arabia Saudyjska poinformowała o atakach dronowych na jej instalacje naftowe.

Oba wspomniane kraje sugerują, że za atakami może kryć się Iran, który nieoficjalnie wspiera lokalne bojówki m.in. w Jemenie, Iraku czy Syrii. Chociaż te sugestie nie zostały w żaden sposób potwierdzone, to nie ulega wątpliwości, że takie działania Iranu są prawdopodobne po tym, jak na ten kraj zostały narzucone nowe, zaostrzone sankcje ze strony Stanów Zjednoczonych. Iran miałby interes w uderzeniu w sojuszników USA w regionie, takich jak Arabia Saudyjska i ZEA.

Wzrost napięć na Bliskim Wschodzie pozytywnie wpływa na notowania ropy naftowej. Cena amerykańskiej ropy WTI przekroczyła z powrotem poziom 62 USD za baryłkę, podczas gdy notowania europejskiej ropy Brent powróciły ponad 72 USD za baryłkę. Jeśli sytuacja się nie ustabilizuje, to sytuacja w rejonie Zatoki Perskiej może pozostać ważnym argumentem dla kupujących ropę.

W obliczu powyższych wydarzeń, inwestorzy praktycznie zignorowali dane dotyczące zapasów ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych. A te sprzyjały stronie podażowej. Departament Energii USA poinformował, że w poprzednim tygodniu zapasy ropy w tym kraju wzrosły o imponujące 5,4 mln baryłek, podczas gdy jeszcze na początku tygodnia szacowano ich zniżkę. Całkowity poziom zapasów znalazł się na poziomie 472 mln baryłek, co jest najwyższym poziomem od 2017 roku.

Te informacje są negatywnym sygnałem, świadczącym o rozczarowującym popycie na ropę naftową w Stanach Zjednoczonych. Na razie widać jednak, że polityka odgrywa na tym rynku dużo ważniejszą rolę, a raporty są spychane na drugi plan.