Ponad połowa uczniów była za strajkiem nauczycieli. Po proteście poparcie stopniało do 38 proc.
Uczniowie zgadzali się, że nauczyciele zasługują na lepsze warunki, ale raziło ich, że część walczyła tylko o podwyżki. Takie są wyniki sondażu przeprowadzonego w grupie dwustu uzdolnionych uczniów z małych miejscowości – uczestników Programu Stypendialnego Horyzonty.
Z analizy wynika, że początkowo poparcie dla nauczycieli było bardzo wysokie. Bo uczniowie uważali, że pedagodzy walczą o lepszą przyszłość edukacji. Entuzjazm spadał z pięćdziesięciu paru procent do ok. 40 w trakcie protestu. Przede wszystkim z powodu braku partnerskiego podejścia. W badaniu pojawia się opinia, że nauczyciele nie rozmawiają na temat strajku, jego przyczyn i konsekwencji dla uczniów. Takie rozmowy odbyły się tylko w części szkół. Niejednokrotnie ograniczały się one do przekazania informacji technicznych i organizacyjnych. Ponadto dla części stypendystów strajk był wydarzeniem sterowanym politycznie. Kulminacyjnym punktem był brak porozumienia z rządem.
Źle nastawieni do strajku byli przede wszystkim maturzyści, którzy obawiali się, że egzamin dojrzałości nie odbędzie się w terminie. – Będąc maturzystą, bardzo negatywnie doświadczyłem skutków strajku. Z kilku przedmiotów nie zdążyliśmy przez to omówić całego materiału, a ciągły stres związany z możliwością zawieszania matur zdecydowanie był niepotrzebnym obciążeniem. Uczniowie nie są stroną w konflikcie i nie widzę powodu, dlaczego powinni ponosić jego konsekwencje. Zwłaszcza że nie mają wpływu na żadną ze stron – mówił jeden z badanych licealistów.
Narzekali też uczniowie, którzy przyjechali do szkół z innych miast. – Wyrzucili nas z bursy z dnia na dzień. O 8 rano mówiono, że mamy wyjechać. Nie każdy miał możliwość, aby wrócić nagle do domu (…) Na początku popierałem strajk, ale to, co potem zrobili, to była przesada. Maturzyści nie mogli poprawiać ocen, bo połowy nauczycieli nie było. A nawet jakby byli, to bursa wywaliła nas za drzwi i nie mieliśmy gdzie mieszkać. Nie popieram strajku za to, co nam zrobiono – narzekał jeden z uczniów. Część dodawała, że czuła się opuszczona przez nauczycieli.
Reklama
Badani uczniowie przekonują, że niepowodzenie akcji strajkowej powoduje rozgoryczenie części nauczycieli. Jak piszą autorzy raportu: „W społeczności szkolnej wiadomo, jaki był stosunek poszczególnych osób do strajku, co wpłynęło w niektórych przypadkach na stosunek nauczycieli do uczniów. Pojawiały się określenia mówiące o sytuacji w szkole jako „chaosie” i „anarchii”. Sytuacja w szkole jest napięta. Nauczyciele są podzieleni na strajkujących i tych, którzy nie przystąpili do protestu. Niektórzy odłączyli się od strajku, uważając, że strajkujący nie osiągną celu”.
– Mam czasem wrażenie, że po proteście, w szkole, przez pewien okres panowała anarchia. Jakby uczniowie zaczęli mniej szanować nauczycieli. Takie mam wrażenie. Nie ma co się dziwić, skoro powstał taki obraz, „szantażysty i nieroba” – mówił jeden z uczniów.
Wyniki badań potwierdzają również dyrektorzy szkół. Krystyna Jakubowska, dyrektor Szkoły Podstawowej 143 w Warszawie, pytana przez DGP, opowiada, że zdecydowali się zatrudnić firmę zewnętrzną, która pomogła naprawić sytuację zaistniałą po strajku. – Prawda jest taka, że relacje nie tylko między kadrą pedagogiczną, ale też między nauczycielami a rodzicami czy uczniami pogorszyły się. To nie sprzyjało atmosferze w szkole, ale i nauce. Firma przeprowadziła warsztaty z udziałem trzech stron: nauczycieli, rodziców i uczniów. Zajęcia miały służyć oczyszczeniu. Czyli możliwości przedstawienia swojej wersji przez każdą ze stron. Następnie zostały opracowane wytyczne do wdrożenia, zaakceptowane na ostatniej radzie. Zależy nam przede wszystkim na tym, by rodzice bardziej zaangażowali się w życie szkoły – tłumaczy dyrektorka.
Inne szkoły, w których nauczyciele strajkowali, przyznają, że borykają się z podobnym problemem. W niektórych sytuacja jest tak zła, że z powodu dużych napięć na linii nauczyciele strajkujący i niestrajkujący niektórzy zaczęli odchodzić z pracy. – Exodus zaczął się już w sierpniu. Próbowałam rozmawiać z kadrą, ale na niewiele się to zdało. Mam sygnały, że kolejni nauczyciele, teraz już w nowym roku, myślą o zmianie pracy – dodaje dyrektorka jednego z liceów w Radomiu. ©℗