Wielka niewiadoma tych wyborów parlamentarnych brzmi: czy młodzi Szwajcarzy, którzy w ostatnich miesiącach tłumnie wyszli na ulice, by protestować przeciw bezczynności władz w obliczu globalnego ocieplenia, równie licznie stawią się przy urnach do głosowania? - wskazuje cytowany przez agencję AP politolog Pascal Sciarini z Uniwersytetu w Genewie.

W niedzielę wybierany będzie na czteroletnią kadencję nowy skład obu izb krajowego parlamentu, czyli Zgromadzenia Federalnego: 200-osobowej Rady Narodowej i 46-osobowej Rady Kantonów. Jeśli wierzyć niedawnym sondażom, w wyborach zyskać może Zielona Partia Szwajcarii (GPS) oraz Zielona Partia Liberalna Szwajcarii (GLP).

Lokale wyborcze będą czynne zaledwie do godz. 12 - większość Szwajcarów woli głosować korespondencyjnie, żeby uniknąć stania w kolejce. Szacuje się, że w tym roku uczyniło tak już do 90 proc. uprawnionych do głosowania obywateli.

W liczącej 8,2 mln mieszkańców Szwajcarii do udziału w wyborach uprawnionych jest 5,3 mln osób.

Reklama

Associated Press zauważa, że zamożna Szwajcaria, w której złożony system podziału i wzajemnej kontroli władz zapewnia stabilny krajobraz polityczny, okazjonalnie wstrząsany jedynie wynikami referendów, ma za sobą rok nietypowo bogaty w wydarzenia. Studenci i inni obywatele masowo uczestniczyli w marszach na rzecz ochrony klimatu i odbył się wielki protest kobiet z udziałem kilkudziesięciu tysięcy osób, domagających się równych wynagrodzeń dla obu płaci za tę samą pracę, większego równouprawnienia, a także walki ze zjawiskiem molestowania seksualnego i przemocą.

Jak relacjonują szwajcarskie media, w tym roku w wyborach startuje rekordowo duża liczba kobiet.

W kraju kwestie środowiskowe odbijają się głośnym echem. Organizacja Glacier Monitoring Switzerland alarmuje, że w ciągu ostatnich 10 lat Szwajcaria utraciła 15 proc. swoich lodowców, a przy obecnym tempie ocieplania się klimatu kraj do 2100 roku może stracić je wszystkie.

Agencja AP zauważa również, że kwestie najbardziej interesujące w tym roku szwajcarskich wyborców - prawa kobiet i kwestie ochrony środowiska - to diametralna zmiana w porównaniu z ostatnimi wyborami w 2015 roku, gdy dominowały sprawy związane z imigracją i relacjami kraju z Unią Europejską. Wówczas na panujących wśród elektoratu nastrojów skorzystała populistyczno-prawicowa Szwajcarska Partia Ludowa (SVP), która obecnie ma w parlamencie najwięcej reprezentantów.

Według przedwyborczych sondaży SVP może w niedzielę liczyć na ok. 27 proc. głosów, a obie zielone partie łącznie na ok. 18 proc.

"W obecnych wyborach gra toczy się głównie o dwie rzeczy: jak duży okaże się przewidywany wzrost poparcia dla Zielonych i jak dużo straci (SVP)" - wskazuje Sciarini, dodając, że spadek popularności SVP może zapowiadać straty dla prawicy w ogóle i prowadzić do "bardziej zielonej polityki kraju".

Zgromadzenie Federalne wybiera siedmioosobową Radę Federalną z prezydentem na czele, która sprawuje władzę wykonawczą podczas czteroletniej kadencji. Prezydentura rotacyjnie trafia po kolei do każdego z członków Rady, a ta podejmuje decyzje na zasadzie konsensusu.

Obecnie Zieloni nie mają w Radzie Federalnej żadnego przedstawiciela, ale sukces wyborczy mógłby dać im do ręki argument, że na niego zasługują - pisze Associated Press. Agencja dpa wskazuje jednak, że zgodnie ze szwajcarskim zwyczajem politycznym kwestia taka jest brana pod uwagę dopiero wtedy, gdy dana partia zdobędzie znaczące poparcie w co najmniej dwóch wyborach z rzędu. (PAP)